Forum Rozmowy bardów Strona Główna Rozmowy bardów
Pogaduchy trzeźwych lub mniej trzeźwych bardów
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Relacje z bardowisk
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Rozmowy bardów Strona Główna -> Przedsięwzięcia Gildiowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Czy podoba ci się ten pomysł?
tak
100%
 100%  [ 8 ]
nie
0%
 0%  [ 0 ]
Wszystkich Głosów : 8

Autor Wiadomość
Nemesis
Herszt



Dołączył: 14 Lut 2007
Posty: 6496
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/666

PostWysłany: Śro 19:32, 04 Sty 2012    Temat postu: Relacje z bardowisk

Stary temat o relacjach z bardowisk stracił się niestety z mojej winy, dlatego zakładam nowy. Umówmy się, że będzie to temat pozbawiony spamu. Jeśli już koniecznie musicie tu pisać jakieś offtopy to zaznaczcie to pisząc OFFTOP[treść] i jeśli umiecie ujmijcie wszystko w kursywę. Wasze posty nie będą brane pod uwagę przy publikowaniu relacji. Bo oto, co chcę zrobić:
1. na raz będzie brana na warsztat tylko jedna relacja
2. jednej relacji nie będziemy poświęcać więcej niż tydzień czasu
3. o tym, że pisana jest relacja będzie powiadomiony każdy, kto był obecny na imprezie
4. baza relacji będzie pisana przez jedną osobę, ale każdy uczestnik będzie się mógł dopisywać
5. najpierw będzie publikowana baza, czyli wspomnienia jednego z uczestników imprezy, potem w ciągu tygodnia każdy kto w niej uczestniczył będzie mógł dopisać się cytując wybrane zdanie i podpisując pod spodem swój komentarz, wymagam żeby w jednym poście umieścić wszystkie swoje komentarze
6. każdy może dopisać się tylko raz, unikniemy w ten sposób piętrowych uwag
7. po tygodniu relacja razem ze wszystkimi komentarzami zostanie sklecona w jeden długi artykuł i umieszczona na stronie
8. w ciągu tygodnia każdy może edytować post ze swoimi komentarzami
9. relacje na stronie będą do widoku publicznego, ale wątpię, żeby obcym chciało się to czytać
10. zdjęcia powinny być umieszczane w osobnym temacie, ale tutaj też będą mile widziane jako urozmaicenie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nemesis
Herszt



Dołączył: 14 Lut 2007
Posty: 6496
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/666

PostWysłany: Śro 23:49, 04 Sty 2012    Temat postu:

Start! Zaczynamy z pierwszą relacją. Czas: do następnej środy o 22:47 chyba, że wszyscy którzy chcą się wypowiedzieć zdążą wcześniej. Pierwsza relacja!

_____________________________________________________________________

Bardowe X-mas by Hei

Srututu
Bardowe Xmas miało miejsce z 27 na 28 grudnia czyli trzeci i czwarty dzień Świąt Bożego Narodzenia. Miejscem spotkania było mieszkanie w jednym z Łódzkich bloków. Gospodarzem był nam Pan Wu. Było nas zaledwie ośmioro, siedmioro bardów, jeden sympatyk, czyli nasza hersztka – Nemesis, Ravi, Iv, Dante, Szlaczek, Pan Wu, sympatyk – AIDS oraz ja – Hei.
Wszystko zaczynało się dość normalnie. Jechaliśmy do Łodzi w sześć osób. Niezapomniane przeżycie z przejażdżki? Dotyk pośladków Nemi na własnych nogach. Ten telefon, który wcale nie był telefon, ale czymś równie twardym. Ciekawe czy wygodnie się siedziało jak miałem „telefon” w kieszeni. Większość z nas przyjechała z Opoczna, nawet ja, chociaż pochodzę z Torunia jak Ravi, reszta czyli Szlaczek i Ravi przyjechali do Łodzi kolejno z Płocka i Torunia. Wszyscy byli na miejscu po południu. Ekipa z Opoczna zjawiła się pierwsza, potem Ravi i na końcu Szlaczek. Miało miejsce krótkie przedstawienie sobie nieznajomych. Na przykład nasz sympatyk poznał Szlaczka i Raviego. Rozmawialiśmy bardzo długo na różne tematy w różnorakich pozycjach i wszelakich zakamarkach owego mieszkania. Widok obmacujących się Iv oraz Dante, dotykanie Raviego, molestowanie Nem, Nasycone podtekstami słowa Pana Wu. Cóż, zaczęło się bardzo pozytywnie. Gra w Munchkina, którą postronni nazywali starciem pomiędzy Nemesis, a Szlaczkiem. Każdy ulegał miłym słowom Szlaczka – „mogę Ci pomóc” oraz jego zalotnemu uśmiechowi. Większość graczy okazała się cieniasami i uległa jego wpływom zapominając, że to on jest właścicielem gry i pomoc mu oznacza jego wygraną. Niestety niektórym bardziej zależało na przegranej Nem. Na przykład AIDS, który mimo, iż został kompletnie wykorzystany jak tania prostytutka, nadal zarzekał się, że to on miał gigantyczne szanse na wygraną. Wydaje mi się że od jakieś połowy gry Szlaczek po prostu się bawił. Po cichutku zdobywał „ładne” karty tzn. porno w ręku, po czym ruszył z nabijaniem poziomu wtedy gdy nikt nie mógł mu przeszkodzić. Oczekiwaliśmy wtedy na pizze. Dwie z mięskiem jedna wegetariańska dla Raviego. Kusiło by mu kawałek zabrać. Gdyby były do tego warunki to zapewne byśmy gotowali, niestety nikt chyba nie przewidział, że zgłodniejemy. Były smaczne, ale każdy chyba czuł coś na żołądku. Ravi przygotował dla bardów sesję RPG opierając się na własnym systemie. Świat był w realiach wziętych z anime pt. Bleach. Zresztą możecie przeczytać o tym na forum. Niestety mało osób zna to anime, przez co w sesji uczestniczyły zaledwie trzy osoby i GM. Powiedziałbym, że sesja była udana mimo tych komplikacji jednak nagminne faworyzowanie hersztki dało się we znaki i dla pozostałych uczestników stawała się ona dość monotonna i wręcz bezsensowna. GM bez skrupułów pokazywał jak mało znaczące role odgrywają inni uczestnicy. W tym samym czasie reszta bardów namiętnie rozmawiała stając się coraz mniej trzeźwymi bardami. Ciekawe czy rzeczywiście byli pijani czy tylko udawali. Jestem jednak pewien, że AIDS był. Nasz sympatyk wyszedł z Dante na świeże powietrze, po czym gdzieś zniknął na dość długi okres czasu. Jak się dowiedzieliśmy od tego znakomitego muzyka, AIDS nie czuł się najlepiej. Poszedł się przejść, ale nikt nie przewidywał, że na tak długo. Po zjedzeniu czegoś oraz wydzieleniu drużyny śledczej, udaliśmy się na poszukiwania. Niestety nie znaleźliśmy go. Łódź nocą jest chyba ładna. Jak się jest krótkowzrokowcem i jest ciemno to rzeczywiście wydaje się być ona piękna. Jak wróciliśmy działy się dziwne rzeczy. Ludzie byli zaskakujący. Zaskakiwali samych siebie. Ciekawe czy to dziwna atmosfera czy alkohol. Po odnalezieniu się zguby nastąpił czas kolejnego starcia najznakomitszych bardów. Tak mogłoby się wydawać, ale była to jedynie słaba parodia gry w mafię, która zapewniła nam mniej lub więcej radości. Mi najwidoczniej chyba coś umknęło. Właściwie w tym momencie skończył się mój w miarę aktywny udział na bardowsku. Dla sympatyka wieczór też się chyba skończył. „Poszedłem się gejić” jak stwierdził ktoś, ale nie czuję się samotny, bo jak można wywnioskować nie dotyczyło to tylko mojej osoby. Szlaczek zainicjował wieczorny/nocny seans filmowy. Bito się o mój płyn do płukania ust. Nie rozumiem czemu, przecież było go dość. Słyszałem, że ktoś chciał uchronić mnie od zapalenia ślinianek. Podobno spałem z Panem Wu „na łyżeczkę” co wywołało chyba jakieś poruszenie w pewnym gronie osób. No cóż, zdarza się. Nad ranem atmosfera było świeższa, wręcz orzeźwiająca. Miała miejsce „bitwa małpek”, w której zostałem pokonany przez naszą wielką hersztę. Całość nagrywał Dante. Skutki przegranej odczuwałem jeszcze długo po samej bitwie, były one również w miarę widoczne. Nad ranem prowadziliśmy jeszcze jakieś dziwne rozmowy, które ujawniały co siedzi w środku naszej Nemi. Jeszcze krótkie śniadanie, którego nie tknąłem, sprzątanie w którym nie uczestniczyłem. Pożegnanie przed wyjazdem. Dziwna dziewczyna, która ignorowała nas albo tylko Szlaczka. Przytulanie, całusy. Nem na kolanach i chrupki w ustach. Jedziemy do domu.

Ivona : Przyjazd do Łodzi był dość wesoły. W czasie drogi było dużo śmiechu i rozmów. Gdy dojechaliśmy do naszego celu nastąpiło małe zwiedzania lokum jakie miało nam służyć za kwaterę przez te dane dni. Gdy przybyli już wszyscy graliśmy w Munchkina. Mimo że było mówione żeby w tej grze nie ufać Szlaczkowi nasz kochany sympatyk AIDS postanowił mu pomóc przez co Szlaczek wygrał. Następną rozrywką było RPG Raviego które było nawet dość ciekawe. W czasie naszej małej sesji reszta postanowiła urządzić sobie małą popijawę w kuchni. Było tam dość dużo śmiechu i niestety alkoholu, co dla niektórych skończyło się dość nie ciekawie. Po odnalezieniu jednego osobnika który nam się zagubił graliśmy w mafię prowadzoną przez Raviego co było iście zabawne gdyż prowadził on tą grę pierwszy raz. Po grze zrobiły się małe grupki gdyż każdy był zmęczony i chciał odpocząć lecz my czyli Nem, Szlaczek, Dante i ja rozmawialiśmy jeszcze przez jakiś czas po czym poszliśmy spać. Rano pobudka była we własnym zakresie, ale było śniadanie, poranna rozmowa i wspominanie poprzednich bardowisk. Powrót był mniej więcej koło 14:00 Ogólnie rzecz biorąc owe bardowisko zaliczam do udanych i chęcią bym je jeszcze powtórzyła.

__________________________________________________________________________________________________

Tak jak Iwona też możecie to robić. Czekam na wasze dopiski.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szlaczek
Wieczny kot



Dołączył: 17 Cze 2010
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/666
Skąd: Płock / Warszawa / Księżyc

PostWysłany: Czw 8:18, 05 Sty 2012    Temat postu:

Szlaczek: Nie wolno zapomnieć o takich tekstach jak "coś chyba mi umknęło" albo "znajdźmy go, potrzebny jest do mafii". Poza tym z tego co widzę, mało kto pamięta jaki film my tam oglądaliśmy Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nemesis
Herszt



Dołączył: 14 Lut 2007
Posty: 6496
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/666

PostWysłany: Pią 16:25, 06 Sty 2012    Temat postu:

[OFFTOP: No dobrze, a teraz ja wam pokażę jak można to zrobić dużo fajniej. Kopiujecie wszystko co było wcześniej i dopisujecie zjadliwe komentarze dokładnie tam, gdzie macie ochotę. Patrzcie i uczcie się!]

_____________________________________________________________________

Bardowe X-mas by Hei

Srututu
Bardowe Xmas miało miejsce z 27 na 28 grudnia czyli trzeci i czwarty dzień Świąt Bożego Narodzenia. Miejscem spotkania było mieszkanie w jednym z Łódzkich bloków. Gospodarzem był nam Pan Wu. Było nas zaledwie ośmioro, siedmioro bardów, jeden sympatyk, czyli: nasza hersztka – Nemesis, Ravi, Iv, Dante, Szlaczek, Pan Wu, sympatyk – AIDS oraz ja – Hei.

Wszystko zaczynało się dość normalnie. Jechaliśmy do Łodzi w sześć osób. Niezapomniane przeżycie z przejażdżki? Dotyk pośladków Nemi na własnych nogach. Ten telefon, który wcale nie był telefon, ale czymś równie twardym. Ciekawe czy wygodnie się siedziało jak miałem „telefon” w kieszeni. [Nem: Niezbyt, było za mało miejsca i uwierało w kręgosłup.] Większość z nas przyjechała z Opoczna, nawet ja, chociaż pochodzę z Torunia jak Ravi. Reszta, czyli Szlaczek i Ravi przyjechali do Łodzi kolejno z Płocka i Torunia. Wszyscy byli na miejscu po południu. Ekipa z Opoczna zjawiła się pierwsza, potem Ravi i na końcu Szlaczek. Miało miejsce krótkie przedstawienie sobie nieznajomych. Na przykład nasz sympatyk poznał Szlaczka i Raviego. Rozmawialiśmy bardzo długo na różne tematy w różnorakich pozycjach i wszelakich zakamarkach owego mieszkania. Widok obmacujących się Iv oraz Dante, dotykanie Raviego, molestowanie Nem [Nem: Wypraszam sobie.], nasycone podtekstami słowa Pana Wu.

Cóż, zaczęło się bardzo pozytywnie. Gra w Munchkina, którą postronni nazywali starciem pomiędzy Nemesis, a Szlaczkiem. [Nem: Ja bym tego tak nie nazwała bo by wyszło, że przegrałam ;p.] Każdy ulegał miłym słowom Szlaczka – „mogę Ci pomóc” oraz jego zalotnemu uśmiechowi. Większość graczy okazała się cieniasami i uległa jego wpływom zapominając, że to on jest właścicielem gry i pomoc mu oznacza jego wygraną. Niestety niektórym bardziej zależało na przegranej Nem. Na przykład AIDS, który mimo, iż został kompletnie wykorzystany jak tania prostytutka, nadal zarzekał się, że to on miał gigantyczne szanse na wygraną. [Nem: Haha, naiwny. Nie wie na czym polegają "sojusze" ze Szlaczkiem.] Wydaje mi się że od jakieś połowy gry Szlaczek po prostu się bawił. Po cichutku zdobywał „ładne” karty tzn. porno w ręku, po czym ruszył z nabijaniem poziomu wtedy gdy nikt nie mógł mu przeszkodzić. Oczekiwaliśmy wtedy na pizze. Dwie z mięskiem, jedna wegetariańska dla Raviego. Kusiło by mu kawałek zabrać. Gdyby były do tego warunki, to zapewne byśmy gotowali, niestety nikt chyba nie przewidział, że zgłodniejemy. Były smaczne, ale każdy chyba czuł coś na żołądku.

Ravi przygotował dla bardów sesję RPG opierając się na własnym systemie. Świat był w realiach wziętych z anime pt. Bleach. Zresztą możecie przeczytać o tym na forum. Niestety mało osób zna to anime, przez co w sesji uczestniczyły zaledwie trzy osoby i GM. Powiedziałbym, że sesja była udana mimo tych komplikacji jednak nagminne faworyzowanie hersztki [Nem: Przepraszam, ale sama byłam z tego niezadowolona. Myślę, że lepiej, jeśli Ravi sam się wytłumaczy.] dało się we znaki i dla pozostałych uczestników stawała się ona dość monotonna i wręcz bezsensowna. GM bez skrupułów pokazywał jak mało znaczące role odgrywają inni uczestnicy. [Nem: On twierdził, że równe, ale że po prostu ja najbardziej angażowałam się w grę xD, ja wiem, że to miłość.]

W tym samym czasie reszta bardów namiętnie rozmawiała stając się coraz mniej trzeźwymi bardami. Ciekawe czy rzeczywiście byli pijani czy tylko udawali. [Nem: Dante na pewno był.] Jestem jednak pewien, że AIDS był. Nasz sympatyk wyszedł z Dante na świeże powietrze, po czym gdzieś zniknął na dość długi okres czasu. Jak się dowiedzieliśmy od znakomitego muzyka, AIDS nie czuł się najlepiej. Poszedł się przejść, ale nikt nie przewidywał, że na tak długo. Po zjedzeniu czegoś oraz wydzieleniu drużyny śledczej [Nem: Przecież w końcu poszli wszyscy, nadal uważam to za dość głupie ;p], udaliśmy się na poszukiwania. Niestety nie znaleźliśmy go. [Nem: Bo on już był znaleziony, ale wrócił do mieszkania ;p.] Łódź nocą jest chyba ładna. Jak się jest krótkowzrokowcem i jest ciemno to rzeczywiście wydaje się być ona piękna.

Jak wróciliśmy działy się dziwne rzeczy. Ludzie byli zaskakujący. Zaskakiwali samych siebie. [Nem: Dziękuję ci za twoją subtelność. Ciekawi mnie czy wszyscy okażą się tak subtelni.] Ciekawe czy to dziwna atmosfera czy alkohol. Po odnalezieniu się zguby nastąpił czas kolejnego starcia najznakomitszych bardów. Tak mogłoby się wydawać, ale była to jedynie słaba parodia gry w mafię, która zapewniła nam mniej lub więcej radości. Mi najwidoczniej chyba coś umknęło. Właściwie w tym momencie skończył się mój w miarę aktywny udział na bardowisku. [Nem: I poszedłeś się geić.] Dla sympatyka wieczór też się chyba skończył. „Poszedłem się gejić” jak stwierdził ktoś, ale nie czuję się samotny, bo jak można wywnioskować nie dotyczyło to tylko mojej osoby. Szlaczek zainicjował wieczorny/nocny seans filmowy. Bito się o mój płyn do płukania ust. [Nem: Nikt się nie bił, brałam jak swój.] Nie rozumiem czemu, przecież było go dość. Słyszałem, że ktoś chciał uchronić mnie od zapalenia ślinianek. [Nem: Ja. Od raka ślinianek.] Podobno spałem z Panem Wu „na łyżeczkę” co wywołało chyba jakieś poruszenie w pewnym gronie osób. [Nem: Pedalce.] No cóż, zdarza się. Nad ranem atmosfera było świeższa, wręcz orzeźwiająca. Miała miejsce „bitwa małpek”, w której zostałem pokonany przez naszą wielką hersztę. [Nem: Wielkokrotnie.] Całość nagrywał Dante. [Nem: Nie całość. Tylko najsłabszy fragment.] Skutki przegranej odczuwałem jeszcze długo po samej bitwie, były one również w miarę widoczne. Nad ranem prowadziliśmy jeszcze jakieś dziwne rozmowy, które ujawniały co siedzi w środku naszej Nemi. [Nem: Ja w niej jak zawsze nie brałam udziału =,=.] Jeszcze krótkie śniadanie, którego nie tknąłem, sprzątanie w którym nie uczestniczyłem. Pożegnanie przed wyjazdem. [Nem: Żeby zabrać Raviego do mnie chcieliśmy z Heiem jechać z nim autobusem, ale nie było autobusu. Dante nie chciał go wziąć do bagażnika.] Dziwna dziewczyna, która ignorowała nas albo tylko Szlaczka. [Nem: Mi tam odmachała.] Przytulanie, całusy. Nem na kolanach i chrupki w ustach. Jedziemy do domu.

Ivona : Przyjazd do Łodzi był dość wesoły. W czasie drogi było dużo śmiechu i rozmów. Gdy dojechaliśmy do naszego celu nastąpiło małe zwiedzania lokum jakie miało nam służyć za kwaterę przez te dane dni. Gdy przybyli już wszyscy graliśmy w Munchkina. Mimo że było mówione żeby w tej grze nie ufać Szlaczkowi nasz kochany sympatyk AIDS postanowił mu pomóc przez co Szlaczek wygrał. [Nem: Nie wspomnisz oczywiście o tym, że jak Szlaczek kazał wam działać na moją niekorzyść to działaliście. Naprawdę nie wiem skąd ta nieufność w stosunku do mnie podczas każdej gry.] Następną rozrywką było RPG Raviego które było nawet dość ciekawe. W czasie naszej małej sesji reszta postanowiła urządzić sobie małą popijawę w kuchni. Było tam dość dużo śmiechu i niestety alkoholu, co dla niektórych skończyło się dość nie ciekawie. Po odnalezieniu jednego osobnika który nam się zagubił graliśmy w mafię prowadzoną przez Raviego co było iście zabawne gdyż prowadził on tą grę pierwszy raz. Po grze zrobiły się małe grupki gdyż każdy był zmęczony i chciał odpocząć lecz my czyli Nem, Szlaczek, Dante i ja rozmawialiśmy jeszcze przez jakiś czas po czym poszliśmy spać. Rano pobudka była we własnym zakresie, ale było śniadanie, poranna rozmowa i wspominanie poprzednich bardowisk. Powrót był mniej więcej koło 14:00 Ogólnie rzecz biorąc owe bardowisko zaliczam do udanych i chęcią bym je jeszcze powtórzyła.

Szlaczek: Nie wolno zapomnieć o takich tekstach jak "coś chyba mi umknęło" albo "znajdźmy go, potrzebny jest do mafii". Poza tym z tego co widzę, mało kto pamięta jaki film my tam oglądaliśmy Razz [Nem: Skoro nie wolno zapomnieć to mogłeś o tym wspomnieć ;].]

_________________________________________________________________________________________

Jeśli Iwona i Szlaczek po zobaczeniu mojej genialnej metody chcą się wpisać jeszcze raz to proszę bardzo. Uwaga! Można się też wpisywać wewnątrz nawiasów innych ludzi. Wystarczy tylko zachować podstawowe zasady interpunkcji. Kopiujecie wszystko i wpisujecie się. Nie zmieniajcie treści innych. Zostało wam jeszcze kilka dni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dante




Dołączył: 23 Wrz 2011
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/666
Skąd: Opoczno

PostWysłany: Pią 17:02, 06 Sty 2012    Temat postu:

Bardowe X-mas by Hei

Srututu
Bardowe Xmas miało miejsce z 27 na 28 grudnia czyli trzeci i czwarty dzień Świąt Bożego Narodzenia. Miejscem spotkania było mieszkanie w jednym z Łódzkich bloków. [Dante: Osiedle dosyć ciekawe, szczególnie powybijane okna i puste pokoje na parterze] Gospodarzem był nam Pan Wu. [Dante: Wspaniały człowiek] Było nas zaledwie ośmioro, siedmioro bardów, jeden sympatyk, czyli: nasza hersztka – Nemesis, Ravi, Iv, Dante, Szlaczek, Pan Wu, sympatyk – AIDS oraz ja – Hei.

Wszystko zaczynało się dość normalnie. Jechaliśmy do Łodzi w sześć osób. Niezapomniane przeżycie z przejażdżki? [Dante: Jak na Escorta z 91 i przy moim braku umiejętności prowadzenia to dosyć extremalne doznania] Dotyk pośladków Nemi na własnych nogach. Ten telefon, który wcale nie był telefon, ale czymś równie twardym. Ciekawe czy wygodnie się siedziało jak miałem „telefon” w kieszeni. [Nem: Niezbyt, było za mało miejsca i uwierało w kręgosłup.] Większość z nas przyjechała z Opoczna, nawet ja, chociaż pochodzę z Torunia jak Ravi. Reszta, czyli Szlaczek i Ravi przyjechali do Łodzi kolejno z Płocka i Torunia. Wszyscy byli na miejscu po południu. Ekipa z Opoczna zjawiła się pierwsza, potem Ravi i na końcu Szlaczek. Miało miejsce krótkie przedstawienie sobie nieznajomych. Na przykład nasz sympatyk poznał Szlaczka i Raviego. [Dante: ADIS Cię polubił Szlaczku Wink] Rozmawialiśmy bardzo długo na różne tematy w różnorakich pozycjach i wszelakich zakamarkach owego mieszkania. Widok obmacujących się Iv oraz Dante, dotykanie Raviego, molestowanie Nem [Nem: Wypraszam sobie.], nasycone podtekstami słowa Pana Wu. [Dante: Pan Wu nie byłby Wu bez takich tekstów]

Cóż, zaczęło się bardzo pozytywnie. Gra w Munchkina, którą postronni nazywali starciem pomiędzy Nemesis, a Szlaczkiem. [Nem: Ja bym tego tak nie nazwała bo by wyszło, że przegrałam ;p.] Każdy ulegał miłym słowom Szlaczka – „mogę Ci pomóc” oraz jego zalotnemu uśmiechowi. Większość graczy okazała się cieniasami i uległa jego wpływom zapominając, że to on jest właścicielem gry i pomoc mu oznacza jego wygraną. Niestety niektórym bardziej zależało na przegranej Nem. Na przykład AIDS, który mimo, iż został kompletnie wykorzystany jak tania prostytutka, nadal zarzekał się, że to on miał gigantyczne szanse na wygraną. [Nem: Haha, naiwny. Nie wie na czym polegają "sojusze" ze Szlaczkiem.] Wydaje mi się że od jakieś połowy gry Szlaczek po prostu się bawił. Po cichutku zdobywał „ładne” karty tzn. porno w ręku, po czym ruszył z nabijaniem poziomu wtedy gdy nikt nie mógł mu przeszkodzić. Oczekiwaliśmy wtedy na pizze. Dwie z mięskiem, jedna wegetariańska dla Raviego. Kusiło by mu kawałek zabrać. [Dante: Znaleźliśmy ją pod stołem i zjedliśmy zimną xD] Gdyby były do tego warunki, to zapewne byśmy gotowali, niestety nikt chyba nie przewidział, że zgłodniejemy. Były smaczne, ale każdy chyba czuł coś na żołądku.

Ravi przygotował dla bardów sesję RPG opierając się na własnym systemie. Świat był w realiach wziętych z anime pt. Bleach. Zresztą możecie przeczytać o tym na forum. Niestety mało osób zna to anime, przez co w sesji uczestniczyły zaledwie trzy osoby i GM. Powiedziałbym, że sesja była udana mimo tych komplikacji jednak nagminne faworyzowanie hersztki [Nem: Przepraszam, ale sama byłam z tego niezadowolona. Myślę, że lepiej, jeśli Ravi sam się wytłumaczy.] dało się we znaki i dla pozostałych uczestników stawała się ona dość monotonna i wręcz bezsensowna. GM bez skrupułów pokazywał jak mało znaczące role odgrywają inni uczestnicy. [Nem: On twierdził, że równe, ale że po prostu ja najbardziej angażowałam się w grę xD, ja wiem, że to miłość.]

W tym samym czasie reszta bardów namiętnie rozmawiała stając się coraz mniej trzeźwymi bardami. Ciekawe czy rzeczywiście byli pijani czy tylko udawali. [Nem: Dante na pewno był.] Jestem jednak pewien, że AIDS był. Nasz sympatyk wyszedł z Dante na świeże powietrze [Dante: Nie pamiętam po co Razz], po czym gdzieś zniknął na dość długi okres czasu. Jak się dowiedzieliśmy od znakomitego muzyka, AIDS nie czuł się najlepiej. Poszedł się przejść, ale nikt nie przewidywał, że na tak długo. Po zjedzeniu czegoś oraz wydzieleniu drużyny śledczej [Nem: Przecież w końcu poszli wszyscy, nadal uważam to za dość głupie ;p], udaliśmy się na poszukiwania. Niestety nie znaleźliśmy go. [Nem: Bo on już był znaleziony, ale wrócił do mieszkania ;p.] [Dante: Znaleźliśmy go ze Szlaczkiem u mnie w samochodzie] Łódź nocą jest chyba ładna. Jak się jest krótkowzrokowcem i jest ciemno to rzeczywiście wydaje się być ona piękna.

Jak wróciliśmy działy się dziwne rzeczy. Ludzie byli zaskakujący. Zaskakiwali samych siebie. [Nem: Dziękuję ci za twoją subtelność. Ciekawi mnie czy wszyscy okażą się tak subtelni.] Ciekawe czy to dziwna atmosfera czy alkohol. Po odnalezieniu się zguby nastąpił czas kolejnego starcia najznakomitszych bardów. Tak mogłoby się wydawać, ale była to jedynie słaba parodia gry w mafię, która zapewniła nam mniej lub więcej radości. Mi najwidoczniej chyba coś umknęło. Właściwie w tym momencie skończył się mój w miarę aktywny udział na bardowisku. [Nem: I poszedłeś się geić.] Dla sympatyka wieczór też się chyba skończył. „Poszedłem się gejić” jak stwierdził ktoś, ale nie czuję się samotny, bo jak można wywnioskować nie dotyczyło to tylko mojej osoby. Szlaczek zainicjował wieczorny/nocny seans filmowy. Bito się o mój płyn do płukania ust. [Nem: Nikt się nie bił, brałam jak swój.] Nie rozumiem czemu, przecież było go dość. Słyszałem, że ktoś chciał uchronić mnie od zapalenia ślinianek. [Nem: Ja. Od raka ślinianek.] Podobno spałem z Panem Wu „na łyżeczkę” co wywołało chyba jakieś poruszenie w pewnym gronie osób. [Nem: Pedalce.] No cóż, zdarza się. Nad ranem atmosfera było świeższa, wręcz orzeźwiająca. Miała miejsce „bitwa małpek”, w której zostałem pokonany przez naszą wielką hersztę. [Nem: Wielkokrotnie.] Całość nagrywał Dante. [Dante: Kto chce nagranie? Smile] [Nem: Nie całość. Tylko najsłabszy fragment.] Skutki przegranej odczuwałem jeszcze długo po samej bitwie, były one również w miarę widoczne. Nad ranem prowadziliśmy jeszcze jakieś dziwne rozmowy, które ujawniały co siedzi w środku naszej Nemi. [Nem: Ja w niej jak zawsze nie brałam udziału =,=.] Jeszcze krótkie śniadanie, którego nie tknąłem, sprzątanie w którym nie uczestniczyłem. Pożegnanie przed wyjazdem. [Nem: Żeby zabrać Raviego do mnie chcieliśmy z Heiem jechać z nim autobusem, ale nie było autobusu. Dante nie chciał go wziąć do bagażnika.] Dziwna dziewczyna, która ignorowała nas albo tylko Szlaczka. [Nem: Mi tam odmachała.] Przytulanie, całusy. Nem na kolanach i chrupki w ustach. Jedziemy do domu.

Ivona : Przyjazd do Łodzi był dość wesoły. W czasie drogi było dużo śmiechu i rozmów. Gdy dojechaliśmy do naszego celu nastąpiło małe zwiedzania lokum jakie miało nam służyć za kwaterę przez te dane dni. Gdy przybyli już wszyscy graliśmy w Munchkina. Mimo że było mówione żeby w tej grze nie ufać Szlaczkowi nasz kochany sympatyk AIDS postanowił mu pomóc przez co Szlaczek wygrał. [Nem: Nie wspomnisz oczywiście o tym, że jak Szlaczek kazał wam działać na moją niekorzyść to działaliście. Naprawdę nie wiem skąd ta nieufność w stosunku do mnie podczas każdej gry.] Następną rozrywką było RPG Raviego które było nawet dość ciekawe. W czasie naszej małej sesji reszta postanowiła urządzić sobie małą popijawę w kuchni. Było tam dość dużo śmiechu i niestety alkoholu, co dla niektórych skończyło się dość nie ciekawie. Po odnalezieniu jednego osobnika który nam się zagubił graliśmy w mafię prowadzoną przez Raviego co było iście zabawne gdyż prowadził on tą grę pierwszy raz. Po grze zrobiły się małe grupki gdyż każdy był zmęczony i chciał odpocząć lecz my czyli Nem, Szlaczek, Dante i ja rozmawialiśmy jeszcze przez jakiś czas po czym poszliśmy spać. Rano pobudka była we własnym zakresie, ale było śniadanie, poranna rozmowa i wspominanie poprzednich bardowisk. Powrót był mniej więcej koło 14:00 Ogólnie rzecz biorąc owe bardowisko zaliczam do udanych i chęcią bym je jeszcze powtórzyła.

Szlaczek: Nie wolno zapomnieć o takich tekstach jak "coś chyba mi umknęło" albo "znajdźmy go, potrzebny jest do mafii". Poza tym z tego co widzę, mało kto pamięta jaki film my tam oglądaliśmy Razz [Nem: Skoro nie wolno zapomnieć to mogłeś o tym wspomnieć ;].]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dante dnia Pią 17:08, 06 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ravi
cep



Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 811
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 1/666

PostWysłany: Pią 23:52, 06 Sty 2012    Temat postu:

Bardowe X-mas by Hei

Srututu
Bardowe Xmas [Ravi: Mówiłem już, że nie lubię tej nazwy?] miało miejsce z 27 na 28 grudnia czyli trzeci i czwarty dzień Świąt Bożego Narodzenia. Miejscem spotkania było mieszkanie w jednym z Łódzkich bloków. [Dante: Osiedle dosyć ciekawe, szczególnie powybijane okna i puste pokoje na parterze] [Ravi: Zawiodłem się. Słysząc numer bloku 5/7 (mieszkania 15) myślałem, że będzie trzeba wbiec w ogrodzenie między numerami 5 i 7, a to był normalny blok :/ ] Gospodarzem był nam Pan Wu. [Dante: Wspaniały człowiek] Było nas zaledwie ośmioro, siedmioro bardów, jeden sympatyk, czyli: nasza hersztka – Nemesis, Ravi, Iv, Dante, Szlaczek, Pan Wu, sympatyk – AIDS oraz ja – Hei.

Wszystko zaczynało się dość normalnie. Jechaliśmy do Łodzi w sześć osób. [Ravi: Nic nie zaczęło się normalnie! Wstałem rano i stwierdziłem, że nie mam mandarynek.] Niezapomniane przeżycie z przejażdżki? [Dante: Jak na Escorta z 91 i przy moim braku umiejętności prowadzenia to dosyć extremalne doznania] Dotyk pośladków Nemi na własnych nogach. Ten telefon, który wcale nie był telefon, ale czymś równie twardym. Ciekawe czy wygodnie się siedziało jak miałem „telefon” w kieszeni. [Nem: Niezbyt, było za mało miejsca i uwierało w kręgosłup.] Większość z nas przyjechała z Opoczna, nawet ja, chociaż pochodzę z Torunia jak Ravi. Reszta, czyli Szlaczek i Ravi przyjechali do Łodzi kolejno z Płocka i Torunia. Wszyscy byli na miejscu po południu. Ekipa z Opoczna zjawiła się pierwsza, potem Ravi i na końcu Szlaczek. Miało miejsce krótkie przedstawienie sobie nieznajomych. Na przykład nasz sympatyk poznał Szlaczka i Raviego. [Dante: ADIS Cię polubił Szlaczku ] Rozmawialiśmy bardzo długo na różne tematy w różnorakich pozycjach i wszelakich zakamarkach owego mieszkania. [Ravi: czyt. Wszyscy się rozwalili na kanapach i bardzo intensywnie nic nie robili] Widok obmacujących się Iv oraz Dante, dotykanie Raviego [Ravi: Precz z tą ręką!], molestowanie Nem [Nem: Wypraszam sobie.], nasycone podtekstami słowa Pana Wu. [Dante: Pan Wu nie byłby Wu bez takich tekstów]

Cóż, zaczęło się bardzo pozytywnie. Gra w Munchkina, którą postronni nazywali starciem pomiędzy Nemesis, a Szlaczkiem. [Nem: Ja bym tego tak nie nazwała bo by wyszło, że przegrałam ;p.] Każdy ulegał miłym słowom Szlaczka – „mogę Ci pomóc” oraz jego zalotnemu uśmiechowi. Większość graczy okazała się cieniasami i uległa jego wpływom zapominając, że to on jest właścicielem gry i pomoc mu oznacza jego wygraną. Niestety niektórym bardziej zależało na przegranej Nem. Na przykład AIDS, który mimo, iż został kompletnie wykorzystany jak tania prostytutka, nadal zarzekał się, że to on miał gigantyczne szanse na wygraną. [Nem: Haha, naiwny. Nie wie na czym polegają "sojusze" ze Szlaczkiem.] Wydaje mi się że od jakieś połowy gry Szlaczek po prostu się bawił. Po cichutku zdobywał „ładne” karty tzn. porno w ręku, po czym ruszył z nabijaniem poziomu wtedy gdy nikt nie mógł mu przeszkodzić. Oczekiwaliśmy wtedy na pizze. Dwie z mięskiem, jedna wegetariańska dla Raviego. [Ravi: Przypomniałem sobie, dlaczego nie lubię pizzy.] Kusiło by mu kawałek zabrać. [Dante: Znaleźliśmy ją pod stołem i zjedliśmy zimną xD] Gdyby były do tego warunki, to zapewne byśmy gotowali, niestety nikt chyba nie przewidział, że zgłodniejemy. Były smaczne, ale każdy chyba czuł coś na żołądku.

Ravi przygotował dla bardów sesję RPG opierając się na własnym systemie [Ravi: Opierając się na systemie nowego Świata Mroku z własnymi modyfikacjami]. Świat był w realiach wziętych z anime pt. Bleach. Zresztą możecie przeczytać o tym na forum. Niestety mało osób zna to anime, przez co w sesji uczestniczyły zaledwie trzy osoby i GM. [Ravi: Nie mów „GM”. Kawai ja nai. MG. A ilość osób nie jest zła. Gabikon pokazał, że jeśli chodzi o erpegi niekoniecznie „im więcej tym lepiej”.] Powiedziałbym, że sesja była udana mimo tych komplikacji [Ravi: Nazwij rzecz po imieniu. Sesja była chujowa.] jednak nagminne faworyzowanie hersztki [Nem: Przepraszam, ale sama byłam z tego niezadowolona. Myślę, że lepiej, jeśli Ravi sam się wytłumaczy.] dało się we znaki i dla pozostałych uczestników stawała się ona dość monotonna i wręcz bezsensowna. GM bez skrupułów pokazywał jak mało znaczące role odgrywają inni uczestnicy. [Nem: On twierdził, że równe, ale że po prostu ja najbardziej angażowałam się w grę xD, ja wiem, że to miłość.] [Ravi: Juuuż tłumaczę. Faworyzacja Nem miała taki przejaw, że ona pierwsza umarła XD Przez to była o 6 lat do przodu, ale reszta graczy dostała bonusy prowadzące do jako–takiego wyrównania. W anime takim jak Bleach zawsze wśród postaci jest jedna, która POZORNIE jest wyżej. IMHO wszyscy gracze przeoczyli ważny szczegół po tytułem „To jest BLEACH”. To oznacza, że jak się umrze w walce z silniejszym przeciwnikiem, to się odkrywa ukrytą moc i się go pokonuje, a nastawienie „Nieno, z tej sytuacji nie ma wyjścia, ja się tak nie bawię, chujowy ten MG” do nikąd nie prowadzi (Tak, Hei, to aluzja do Ciebie). Ta sesja miała na miejscu oddanie klimatu Bleach’a, co oczywiście się nie udało, bo ja jestem beztalenciem jeśli chodzi o mistrzowanie, a gracze bynajmniej mi nie pomagali. Przeszkadzała też koślawa mechanika (moja oczywiście). ]

W tym samym czasie reszta bardów namiętnie rozmawiała stając się coraz mniej trzeźwymi bardami. [Ravi: Ja wypiłem chyba ze cztery szklanki i sam się dziwiłem jak dałem radę, ale potem się okazało, że ten sok był 50% a nie 100%] Ciekawe czy rzeczywiście byli pijani czy tylko udawali. [Nem: Dante na pewno był.] Jestem jednak pewien, że AIDS był. Nasz sympatyk wyszedł z Dante na świeże powietrze [Dante: Nie pamiętam po co ], po czym gdzieś zniknął na dość długi okres czasu. Jak się dowiedzieliśmy od znakomitego muzyka, AIDS nie czuł się najlepiej. Poszedł się przejść, ale nikt nie przewidywał, że na tak długo. Po zjedzeniu czegoś oraz wydzieleniu drużyny śledczej [Nem: Przecież w końcu poszli wszyscy, nadal uważam to za dość głupie ;p], udaliśmy się na poszukiwania. Niestety nie znaleźliśmy go. [Nem: Bo on już był znaleziony, ale wrócił do mieszkania ;p.] [Dante: Znaleźliśmy go ze Szlaczkiem u mnie w samochodzie] [Ravi: Nieprawda! Dante go zjadł! I nikt mi nie wmówi, że różowe jest różowe!] Łódź nocą jest chyba ładna. Jak się jest krótkowzrokowcem i jest ciemno to rzeczywiście wydaje się być ona piękna.

Jak wróciliśmy działy się dziwne rzeczy. Ludzie byli zaskakujący. Zaskakiwali samych siebie. [Nem: Dziękuję ci za twoją subtelność. Ciekawi mnie czy wszyscy okażą się tak subtelni.] Ciekawe czy to dziwna atmosfera czy alkohol. Po odnalezieniu się zguby nastąpił czas kolejnego starcia najznakomitszych bardów. Tak mogłoby się wydawać, ale była to jedynie słaba parodia gry w mafię, która zapewniła nam mniej lub więcej radości. Mi najwidoczniej chyba coś umknęło. Właściwie w tym momencie skończył się mój w miarę aktywny udział na bardowisku. [Nem: I poszedłeś się geić.] Dla sympatyka wieczór też się chyba skończył. „Poszedłem się gejić” jak stwierdził ktoś, ale nie czuję się samotny, bo jak można wywnioskować nie dotyczyło to tylko mojej osoby. Szlaczek zainicjował wieczorny/nocny seans filmowy. Bito się o mój płyn do płukania ust. [Nem: Nikt się nie bił, brałam jak swój.] Nie rozumiem czemu, przecież było go dość. Słyszałem, że ktoś chciał uchronić mnie od zapalenia ślinianek. [Nem: Ja. Od raka ślinianek.] Podobno spałem z Panem Wu „na łyżeczkę” co wywołało chyba jakieś poruszenie w pewnym gronie osób. [Nem: Pedalce.] No cóż, zdarza się. Nad ranem atmosfera było świeższa, wręcz orzeźwiająca. Miała miejsce „bitwa małpek” [Ravi: Macie popcorn?], w której zostałem pokonany przez naszą wielką hersztę. [Nem: Wielkokrotnie.] Całość nagrywał Dante. [Dante: Kto chce nagranie? ] [Nem: Nie całość. Tylko najsłabszy fragment.] Skutki przegranej odczuwałem jeszcze długo po samej bitwie, były one również w miarę widoczne. Nad ranem prowadziliśmy jeszcze jakieś dziwne rozmowy, które ujawniały co siedzi w środku naszej Nemi. [Nem: Ja w niej jak zawsze nie brałam udziału =,=.] Jeszcze krótkie śniadanie, którego nie tknąłem, sprzątanie w którym nie uczestniczyłem. Pożegnanie przed wyjazdem. [Nem: Żeby zabrać Raviego do mnie chcieliśmy z Heiem jechać z nim autobusem, ale nie było autobusu. Dante nie chciał go wziąć do bagażnika.] Dziwna dziewczyna, która ignorowała nas albo tylko Szlaczka. [Nem: Mi tam odmachała.] Przytulanie, całusy. Nem na kolanach i chrupki w ustach. Jedziemy do domu.

Ivona : Przyjazd do Łodzi był dość wesoły. W czasie drogi było dużo śmiechu i rozmów. Gdy dojechaliśmy do naszego celu nastąpiło małe zwiedzania lokum jakie miało nam służyć za kwaterę przez te dane dni. Gdy przybyli już wszyscy graliśmy w Munchkina. Mimo że było mówione żeby w tej grze nie ufać Szlaczkowi nasz kochany sympatyk AIDS postanowił mu pomóc przez co Szlaczek wygrał. [Nem: Nie wspomnisz oczywiście o tym, że jak Szlaczek kazał wam działać na moją niekorzyść to działaliście. Naprawdę nie wiem skąd ta nieufność w stosunku do mnie podczas każdej gry.] Następną rozrywką było RPG Raviego które było nawet dość ciekawe. [Ravi: O_o Dzięki, ale koniecznie musisz zagrać w jakiegoś porządnego erpega. Zmienisz zdanie XD] W czasie naszej małej sesji reszta postanowiła urządzić sobie małą popijawę w kuchni. Było tam dość dużo śmiechu i niestety alkoholu, co dla niektórych skończyło się dość nie ciekawie. Po odnalezieniu jednego osobnika który nam się zagubił graliśmy w mafię prowadzoną przez Raviego co było iście zabawne gdyż prowadził on tą grę pierwszy raz. Po grze zrobiły się małe grupki gdyż każdy był zmęczony i chciał odpocząć lecz my czyli Nem, Szlaczek, Dante i ja rozmawialiśmy jeszcze przez jakiś czas po czym poszliśmy spać. Rano pobudka była we własnym zakresie, ale było śniadanie, poranna rozmowa i wspominanie poprzednich bardowisk. Powrót był mniej więcej koło 14:00 Ogólnie rzecz biorąc owe bardowisko zaliczam do udanych i chęcią bym je jeszcze powtórzyła.

Szlaczek: Nie wolno zapomnieć o takich tekstach jak "coś chyba mi umknęło" albo "znajdźmy go, potrzebny jest do mafii". Poza tym z tego co widzę, mało kto pamięta jaki film my tam oglądaliśmy Razz [Nem: Skoro nie wolno zapomnieć to mogłeś o tym wspomnieć ;].][Ravi: A ja nadal odnoszę niepokojące wrażenie, że coś mi umknęło]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ravi dnia Sob 0:07, 07 Sty 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nemesis
Herszt



Dołączył: 14 Lut 2007
Posty: 6496
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/666

PostWysłany: Czw 4:02, 12 Sty 2012    Temat postu:

Ok, uważamy więc tę relację za zakończoną ;3 Wstawimy ją na stronę. Tymczasem zaczniemy pracę nad kolejną relacją, która do mnie przyszła, a mianowicie nad 18 Verr i Filla. Kilka osób już zdążyło się dopisać. Mam nadzieję, że reszta zdąży w ciągu nadchodzącego tygodnia. Jeśli ktoś chce jeszcze coś dodać w poprzedniej relacji to póki nie wstawię jej na stronę nadal ma szansę.

_____________________________________________________________
______________________________________________________________

18 Verr&Fill

Czas: 23-25 września
Lokalizacja: działka Fillerr'a gdzieś za lasem w Halinowie, czyli zagubione zakamarki zapadłej dziury.
Obecni:
-Verr&Fill
-Nem
-Ivona
-Ari
-Szlaczek
-Ravi
-Hei
-Dante
-Andriej
-Troll (bliski przyjaciel Sławka)
-chyba z połowa klasy Fill'a
I ja.
[Jak o kimś zapomniałem to przepraszam, dość dawno to było]

Jakoś pod wieczór w piątek jedziemy w składzie: Andre, Verr, Szlaczek, ja autobusem to tego wygwizdowa. Pizga jak cholera, co w ogrzewanym autobusie nas nie obchodzi, za to obeszło nas później. Ale to później. A w międzyczasie będąc zapchani bagażami [w tym żarciem] poznajemy od Szlaczka legendy i podobno fakty dotyczące Nem i zaznajamiamy bliżej ze szlaczkową metodą manipulacji umysłami - "mhm...".
[Nem: Chętnie zapoznam się z tymi legendami i faktami dotyczącymi mnie. Ze Szlaczkową metodą manipulacji umysłami też ]x).]
Na końcu trasy, poza Światem i cywilizacją [patrz: granica strefy biletowej ztm] na pętli autobusu marźniemy czekając na ojca Fillerra.
Nadjechał, powitanie, przejazd do miejsca przeznaczenia.
Z tej nocy na obecną chwilę pamiętam tylko moje i Verr zabawy z włosami jubilata - projekt zakładał liberty spike z warkoczami po bokach, zrealizowany w połowie - Sławek kategorycznie nie zgadzał sie na lakierowanie, więc zamiast kolców było pięć czy sześć warkoczyków przez środek głowy. Były zdjęcia uwieczniane aparatem Szlaczka (Szlaczek wrzuć gdzieś te zdjęcia w końcu xD). Cośtam chyba jeszcze było, ale nie pamiętam. Załóżmy, że poszliśmy grzecznie spać.
[Nem: Jako, że mnie tam nie było, to liczę na to, że ktoś powie cokolwiek więcej.]
Z następnego dnia nie pamiętam prawie nic ludzie klasy Sławka się zjeżdżali w ciągu dnia chyba, gdy przyjechali bardowie było już ciemno. Wręczenie koszulki bardowej Verrenie przez Nem tuż po powitaniu. [Hei: Pamiętam akcentowanie tego, w jaki sposób logo koszulki układało się na Verr. Ktoś powiedział, że będzie to dobrą reklamą Gildii.]
Oczywiście wszyscy przybywali tak samo jak my - Tato-Sławko-Mobilem.
[Nem: Z naszej strony to było tak, że wyjechaliśmy autobusem z samego rana, pożywialiśmy się kanapkami z majonezem i serem (Iwona zjadła moje ;w) a potem błądziliśmy w poszukiwaniu Domu Kultury. Pałacu Kultury? Kiedy go w końcu znaleźliśmy rozsiedliśmy się wygodnie czekając na Raviego i Heia. Hei nie był jeszcze bardem i mieliśmy go wtedy zobaczyć po raz pierwszy. Nie mogli nas znaleźć. Coś jest nie tak z tym Pałacem Kultury. Co się pod nim umówię, to zawsze trzeba się szukać godzinę czasu, tak było i tym razem. Ravi źle rozumiał moje teksty typu „dworzec za plecami i wysoki hotel po lewej”. Kiedy wreszcie zrozumiał zobaczył mnie i Iwonę sterczące na wysokim klombie i wymachujące rękami. Ravi jak zawsze wyglądał jak turysta z Amsterdamu, a Hei jakby się urwał ze scholi. Pomyślałam wtedy „Bard to z niego nie będzie, ale przynajmniej dzięki niemu przyjechał Ravi <3”. [Hei: Ała, to nie była wina Raviego lecz Nemikowy brak orientacji w terenie. I cały czas słyszałem „Kinoteka, Kinoteka, KINOTEKA!!!”. Każdy wie gdzie jest pałac Kultury i jak wygląda. Widać go nawet z dużej odległości. Te słowa nadal bolą :C Z jakiegoś powodu, jakoś stałem się bardem. Tu chciałbym podziękować mojemu opiekunowi - Raviemu.] Musieliśmy błądzić długo po wawie w poszukiwaniu pięknego karwasza dla Fillera, bo Raviemu nie udało się kupić w Toruniu. Dante i Ravi na zmianę mieli ogarniać miasto, ale wszyscy przyznają, że przestaliśmy błądzić dopiero kiedy ja stanęłam na czele ^^. Potem trafiliśmy jakimś cudem na ochotę i pojechaliśmy do Filla. Do dziś nie wiem co za idiota chciał ode mnie pianek, ale oberwało się za tą prośbę biednemu Szlaczkowi. [Hei: W chwili gdy dowiedziała się o piankach usłyszałem od Raviego „patrz i podziwiaj”, po czym słuchałem zabawnych bluzgów lecących w stronę osoby po drugiej stronie słuchawki, która najprawdopodobniej była tak samo zaskoczona jak ja.] Nie wiem jak się znaleźliśmy z Fillem, ale wiem, że biedacy gdzieś długo czekali na nas. Tyle pamiętam.]
[ Ari: Jeśli się nie mylę, to ja dotarłam jako ostatnia, a wszystko dlatego, że w ciągu jednego weekendu musiałam być w dwóch miejscach na raz i skończylo się na tym, że dopiero koło 18 (po całym dniu malowania drzewa na ścianie) wsiadłam w pociąg i pojechałam na koniec świata (z przesiadką na centralnym na SKM-kę). Wysiadłam niepewnie na jakiś pustokowiu, pomarzłam czekając, jednak w końcu znalazłam ojca Suaffka i szybko dojechałam do towarzystwa, które już w najlepsze rozpijało nalewkę. Przyznaję, że zaskoczona byłam nie mało widokiem Heia (którego znałam dotychczas z gimnazjum).
Przywitałam się należycie z bardami i gospodarzami, po czym objęłam stanowiska człowieka robiącego wszystkim herbatę xD]
Potem się zaczęła właściwa zabawa. Wręczanie prezentów, życzenia, przedstawianie się sobie nawzajem.
Ludzie z LILO [szkoła] rozpalają ognicho, impreza od tego momentu dzieli się:
-klasa Sławka na dworze rozpiją Vódkę i nalewkę Sławka, w tym drugim oczywiście pomagają im bardowie.
-bo w domku też alko chyba było. Tu się oczywiście zabunkrowała gildia.
[Nem: Pamiętam z tego, że Szlaczek z miejsca zainteresował się Dantem i zwrócił moją uwagę na Andrieja, chyba słowami „w sam raz na raz” (ciekawe co na to Andriej) [Hei: Albo mi się wydaje, ale o mnie usłyszałem coś podobnego.], zaciekawił mnie chłopak, dlatego, że Fill kiedyś mówił o nim, że jednym z jego celów życiowych było mnie poznać. I jak Andriej? Jak się teraz czujesz? Siedzieliśmy wszyscy przy stole i musiałam „zająć się” kotami. Pamiętam też wtulonego we mnie i mruczącego Raviego i Szlaczka, który komentując wszystko co widział ściągał na siebie uwagę zebranych w tym moją. On jest wyjątkowym odpędzaczem nudy. Mało piliśmy i mało jedliśmy, ale i tak było świetnie. Pamiętam, że Iwona flirtowała z Yarrenem, Fillerem, albo z obydwoma na raz ;3.]
I w kuchni wspólne rozpalanie sziszy, którą Fill dostał od swojej klasy. Tytoń był słaby spaliliśmy całe opakowanie (fakt, że nie duże) i chyba z pół opakowania kiepskich węgielków. Ale to małe opakowanie chyba wszystkich zadowoliło, chociaż nikt by się nie obraził gdybyś tę zabawę kontynuowali.
Ari się zajmowała robieniem herbat, za co jej jeszcze raz z tego miejca podziękuję, bo dobra herbatka nie jest zła Very Happy [A dziękować Very Happy]
[Nem: Ekhem, ale to był earl Grey.[Ari: Ignorantka Razz]
[Dante: Czuje się niedoceniony bo ja przejąłem obowiązki Ari, gdzie później uświadomiła mi ten fakt w kuchni gdzie robiłem kolejne herbaty. Za Earl Greya podziękuj solenizantowi Nem.]
Cały czas z moich głośników sączyła się muzyka, w większości KoRn. Próba rozkręcenia pogo, ale mało miejcsa, na dworzu nie było słychać muzyki i było ognisko i ludzie z klasy Sławka, którzy mieli obiekcje. Wróciliśmy do środka.
[Dante: Oprócz Korna leciał prawie cały czas Disturbed i raz Trivium z mojego telefonu którego nikt wcześniej nie słyszał, ale do tego zdążyłem się przyzwyczaić.]
Alkohol się dość szybko skończył bo i dużo go ogólnie nie było. Ludzie z klasy Sławka się zbierają nie-tak-powoli. Nie pamiętam jak dużo się ich zmyło, ale do północy było mało osób spoza gildią.
Od tego czasu impreza na sucho, ale w przyjaznej atmosferze. [Prawda taka, że kiedy szisza i alkohol się skończyły impreza trwałą dalej, niezrażona zupełnie przy dyskusjach o wszystkim i o niczym. Pamiętam również, że w pewnym momencie ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu i zadowoleniu z glośników zaczął lecieć Kipelov ^^ Później mnie Ravi i Hei wyciągnęli na spacer jako że od końca roku szkolnego nie mieliśmy okazji pogadać, a każde z nas poznało zupełnie nowe liceum.]
Gdzieś po drodze był torcik z kremem, którego Ivona koniecznie nie chciała jeść, a koniecznie próbowałem ją do spróbowania powyższego nakłonić. Jakoś później było jej zimno, dałem jej swoją kurtkę [później jakoś dorwał się do niej jubilat i oczywiście nie chciał mi jej [Hei: Kurtki czy Ivony ;p ?] oddać jak mi się zrobiło zimno].
Potem stagnacja i rozmowy na tematy różnorakie, w tym nakłanianie mnie do wstąpienia do gildii. Nem obejmuje (dość blisko, chyba nawet położyła swoje nogi na nogach Hei'a) z jednej strony Hei'a, z drugiej... chyba z drugiej strony był Ravi, widocznie do tego przyzwyczajony i rozluźniony. Hei wyraźnie spięty, ale odpowiadał i rozmawiał spokojnie.
[Nem: Niech się Hei wypowie czy było mu źle. Jeszcze tam był Andriej, nie pomijaj go ;c.]
[Hei: Nie było mi źle. Właściwie nie wiedzieć czemu udawałem nazbyt spiętego. Pamiętam ten zadziorny uśmiech Andrieja jak Nem położyła rękę na jego ramieniu. ^ ^]
[Ari:Mniej więcej w tym samym czasie, ja dopadając kufel swieżej herbaty siedziałam sobie na kanapie ze Szlaczkiem i z zainteresowaniem obserwowaliśmy resztę bardów nie stroniąc od rozmow wszelakich. Później ejszcze rozmowa zeszła na bardziej informatyczne tematy, kiedy dołączyła się do nas Grabarz. Gdzieś w między czasie trochę pojkowaliśmy. Noc płynęła.]
Dante z kamienną twarzą to obserwował, chyba go to nie ruszało.
[Nem: EEEJ sam mówił „idź, zajmij się kotami, SAM SAM SAM SAM!!! ;W;W;W;W;W;W;W;W]
[Dante: Co miałem powiedzieć zobaczyłem te wygłodniałe oczka w Twoim kierunku Nem ? Po pierwsze widok rozpieszczanej Hersztki był bardzo ciekawy, gdzie pozwoliło nam ze Szlaczkiem analizować zachowania kotów… A po drugie nikt nie dał mi powodu do uczucia zazdrości.]
Za to potem zaaranżował odwrotną sytuację. Aby zaobserwować reakcję Nem przytulił się do Verr, kiedy Nemik wchodziła do pokoju. Wtedy pierwszy raz zobaczyłem te błyskawice w oczach hersztki, ten zabójczy wzrok. To było ciekawe. Ochrzan, dłuższa chwila konsternacji, unikanie się Nem i Dantego. Potem spokój.
[Nem: … no coment…]
[Dante: …no coment…]
Dalej rozmowy różnorakie. Do końca nocy. W efekcie wszyscy gdzieś pospali.
[Nem: Nom, nawet zobaczyłam swoje zdjęcia jak śpię ;w.]
Rano budzenie się, ogarnianie ogólne. [Hei: Przypominam mi się sytuacja z tym jak Dante spał i słowa Nemi „Ty kur**!! Śpisz między dwoma kobietami, w tym jedna ma brodę!”]
[Dante: Ej, może ja lubię dziewczyny z brodami Razz Zostałbym z Nem, ale za bardzo się wierciła i zabierała cały śpiwór, a było mi bardzo zimno]
Resztki ekipy z LILO zebrały się pierwsze do domów. [Ari: Takoż o tej porze zabraliśmy się również ja i Szlaczek spowrotem do Wawy, gdyż mnie czekały jeszcze przygotowania do szkoły, a Szlaczek musiał jeszcze dotrzeć do Płocka. SKM-ką bez trudu dojechaliśmy na Śródmieście gdzie jeszcze odwiedziliśmy złototarasową łazienkę (niesamowite jak potrafi wpłynąć na samopoczucie przebranie się i ogarnięcie się w cywilizowanej łazience po dwóch dniach w Halinówku Very Happy) i czując się już bardziej jak ludzie poszliśmy spożyć czekoladę do parku, po czym rozeszliśmy się każde w swoją stronę.]
My nie wiedząc co dalej robić, zebraliśmy się na spacer. Połaziliśmy sobie troszkę, pograliśmy w kartofla, poleżeliśmy na trawce. Hei nie wytrzymał psychicznie podczas zabaw Nem z Dantem i przeniósł się dobre 50m i siedział sam. Nem poszła do niego wybadać o co chodzi i uspokoić.
[Hei: Nie byłem jakoś zdenerwowany, chciałem tylko czegoś od kogoś ;p]
[Nem: Ej, my się z Dantem tylko KŁÓCILIŚMY, a Hei sam przyznał, że chciał tylko ukraść trochę mojej uwagi dla siebie.]
[Dante: Hei sprawdzał czy zwrócisz na niego uwagę, a z Twojej strony to była pełna olewka. Gdyby nie ja i to ze zrobiło mi się go szkoda, to byś do niego nawet nie podeszła.]
Siedzieliśmy tam chyba do 15:00, potem pojechaliśmy na stację do Halinowa. Ja z Trollem tylko nie zdążyliśmy kupić biletów, niby 3 stacje do naszej strefy biletowej, na którą mieliśmy karty miejskie. Kanar wsiadł na tej samej stacji co my, w te same drzwi. Pech, ale na stacji w Sulejówku (gdzie próbowaliśmy z Trollem zwiać) udało się wytargować 1 mandat na 2 osoby.
Potem już bez Trolla, który wysiadł w po drodze, dołączyłem do bardów na Zachodnim, gdzie czekali na PKS. [Hei: Nadal słyszę w głowie „czy to ten dziwny kolega Fillera?”]
Potem już tylko zielone hamburgery kupione ze Sławkiem na dworcu i powrót do domu.
Przez cały czas trwania oczywiście chodzenie "do misia", po drodze tej także bywało ciekawie.
[Hei: „A gdzie miś mieszka? W lesie!”]
No i to tyle ode mnie. Ja też tam byłem i Fillerr'a miód piłem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nemesis dnia Czw 4:06, 12 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Iv




Dołączył: 29 Mar 2010
Posty: 620
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/666
Skąd: z daleka...

PostWysłany: Czw 22:18, 12 Sty 2012    Temat postu:

18 Verr&Fill

Czas: 23-25 września
Lokalizacja: działka Fillerr'a gdzieś za lasem w Halinowie, czyli zagubione zakamarki zapadłej dziury.
Obecni:
-Verr&Fill
-Nem
-Ivona
-Ari
-Szlaczek
-Ravi
-Hei
-Dante
-Andriej
-Troll (bliski przyjaciel Sławka)
-chyba z połowa klasy Fill'a
I ja.
[Jak o kimś zapomniałem to przepraszam, dość dawno to było]

Jakoś pod wieczór w piątek jedziemy w składzie: Andre, Verr, Szlaczek, ja autobusem to tego wygwizdowa. Pizga jak cholera, co w ogrzewanym autobusie nas nie obchodzi, za to obeszło nas później. Ale to później. A w międzyczasie będąc zapchani bagażami [w tym żarciem] poznajemy od Szlaczka legendy i podobno fakty dotyczące Nem i zaznajamiamy bliżej ze szlaczkową metodą manipulacji umysłami - "mhm...".
[Nem: Chętnie zapoznam się z tymi legendami i faktami dotyczącymi mnie. Ze Szlaczkową metodą manipulacji umysłami też ]x).]
Na końcu trasy, poza Światem i cywilizacją [patrz: granica strefy biletowej ztm] na pętli autobusu marźniemy czekając na ojca Fillerra.
Nadjechał, powitanie, przejazd do miejsca przeznaczenia.
Z tej nocy na obecną chwilę pamiętam tylko moje i Verr zabawy z włosami jubilata - projekt zakładał liberty spike z warkoczami po bokach, zrealizowany w połowie - Sławek kategorycznie nie zgadzał sie na lakierowanie, więc zamiast kolców było pięć czy sześć warkoczyków przez środek głowy. Były zdjęcia uwieczniane aparatem Szlaczka (Szlaczek wrzuć gdzieś te zdjęcia w końcu xD). Cośtam chyba jeszcze było, ale nie pamiętam. Załóżmy, że poszliśmy grzecznie spać.
[Nem: Jako, że mnie tam nie było, to liczę na to, że ktoś powie cokolwiek więcej.]
Z następnego dnia nie pamiętam prawie nic ludzie klasy Sławka się zjeżdżali w ciągu dnia chyba, gdy przyjechali bardowie było już ciemno. Wręczenie koszulki bardowej Verrenie przez Nem tuż po powitaniu. [Hei: Pamiętam akcentowanie tego, w jaki sposób logo koszulki układało się na Verr. Ktoś powiedział, że będzie to dobrą reklamą Gildii.]
Oczywiście wszyscy przybywali tak samo jak my - Tato-Sławko-Mobilem.
[Nem: Z naszej strony to było tak, że wyjechaliśmy autobusem z samego rana, pożywialiśmy się kanapkami z majonezem i serem (Iwona zjadła moje ;w) a potem błądziliśmy w poszukiwaniu Domu Kultury. Pałacu Kultury? Kiedy go w końcu znaleźliśmy rozsiedliśmy się wygodnie czekając na Raviego i Heia. Hei nie był jeszcze bardem i mieliśmy go wtedy zobaczyć po raz pierwszy. Nie mogli nas znaleźć. Coś jest nie tak z tym Pałacem Kultury. Co się pod nim umówię, to zawsze trzeba się szukać godzinę czasu, tak było i tym razem. Ravi źle rozumiał moje teksty typu „dworzec za plecami i wysoki hotel po lewej”. Kiedy wreszcie zrozumiał zobaczył mnie i Iwonę sterczące na wysokim klombie i wymachujące rękami. Ravi jak zawsze wyglądał jak turysta z Amsterdamu, a Hei jakby się urwał ze scholi. Pomyślałam wtedy „Bard to z niego nie będzie, ale przynajmniej dzięki niemu przyjechał Ravi <3”. [Hei: Ała, to nie była wina Raviego lecz Nemikowy brak orientacji w terenie. I cały czas słyszałem „Kinoteka, Kinoteka, KINOTEKA!!!”. Każdy wie gdzie jest pałac Kultury i jak wygląda. Widać go nawet z dużej odległości. Te słowa nadal bolą :C Z jakiegoś powodu, jakoś stałem się bardem. Tu chciałbym podziękować mojemu opiekunowi - Raviemu.] Musieliśmy błądzić długo po wawie w poszukiwaniu pięknego karwasza dla Fillera, bo Raviemu nie udało się kupić w Toruniu. Dante i Ravi na zmianę mieli ogarniać miasto, ale wszyscy przyznają, że przestaliśmy błądzić dopiero kiedy ja stanęłam na czele ^^. Potem trafiliśmy jakimś cudem na ochotę i pojechaliśmy do Filla. Do dziś nie wiem co za idiota chciał ode mnie pianek, ale oberwało się za tą prośbę biednemu Szlaczkowi. [Hei: W chwili gdy dowiedziała się o piankach usłyszałem od Raviego „patrz i podziwiaj”, po czym słuchałem zabawnych bluzgów lecących w stronę osoby po drugiej stronie słuchawki, która najprawdopodobniej była tak samo zaskoczona jak ja.] Nie wiem jak się znaleźliśmy z Fillem, ale wiem, że biedacy gdzieś długo czekali na nas. Tyle pamiętam.]
[ Ari: Jeśli się nie mylę, to ja dotarłam jako ostatnia, a wszystko dlatego, że w ciągu jednego weekendu musiałam być w dwóch miejscach na raz i skończylo się na tym, że dopiero koło 18 (po całym dniu malowania drzewa na ścianie) wsiadłam w pociąg i pojechałam na koniec świata (z przesiadką na centralnym na SKM-kę). Wysiadłam niepewnie na jakiś pustokowiu, pomarzłam czekając, jednak w końcu znalazłam ojca Suaffka i szybko dojechałam do towarzystwa, które już w najlepsze rozpijało nalewkę. Przyznaję, że zaskoczona byłam nie mało widokiem Heia (którego znałam dotychczas z gimnazjum).
Przywitałam się należycie z bardami i gospodarzami, po czym objęłam stanowiska człowieka robiącego wszystkim herbatę xD]
Potem się zaczęła właściwa zabawa. Wręczanie prezentów, życzenia, przedstawianie się sobie nawzajem.
Ludzie z LILO [szkoła] rozpalają ognicho, impreza od tego momentu dzieli się:
-klasa Sławka na dworze rozpiją Vódkę i nalewkę Sławka, w tym drugim oczywiście pomagają im bardowie.
-bo w domku też alko chyba było. Tu się oczywiście zabunkrowała gildia.
[Nem: Pamiętam z tego, że Szlaczek z miejsca zainteresował się Dantem i zwrócił moją uwagę na Andrieja, chyba słowami „w sam raz na raz” (ciekawe co na to Andriej) [Hei: Albo mi się wydaje, ale o mnie usłyszałem coś podobnego.], zaciekawił mnie chłopak, dlatego, że Fill kiedyś mówił o nim, że jednym z jego celów życiowych było mnie poznać. I jak Andriej? Jak się teraz czujesz? Siedzieliśmy wszyscy przy stole i musiałam „zająć się” kotami. Pamiętam też wtulonego we mnie i mruczącego Raviego i Szlaczka, który komentując wszystko co widział ściągał na siebie uwagę zebranych w tym moją. On jest wyjątkowym odpędzaczem nudy. Mało piliśmy i mało jedliśmy, ale i tak było świetnie. Pamiętam, że Iwona flirtowała z Yarrenem, Fillerem, albo z obydwoma na raz ;3.] [Iv:Oj Nem nie przesadzaj. od razu flirtowała;p]
I w kuchni wspólne rozpalanie sziszy, którą Fill dostał od swojej klasy. Tytoń był słaby spaliliśmy całe opakowanie (fakt, że nie duże) i chyba z pół opakowania kiepskich węgielków. Ale to małe opakowanie chyba wszystkich zadowoliło, chociaż nikt by się nie obraził gdybyś tę zabawę kontynuowali.
Ari się zajmowała robieniem herbat, za co jej jeszcze raz z tego miejca podziękuję, bo dobra herbatka nie jest zła Very Happy [A dziękować Very Happy]
[Nem: Ekhem, ale to był earl Grey.[Ari: Ignorantka Razz]
[Dante: Czuje się niedoceniony bo ja przejąłem obowiązki Ari, gdzie później uświadomiła mi ten fakt w kuchni gdzie robiłem kolejne herbaty. Za Earl Greya podziękuj solenizantowi Nem.]
Cały czas z moich głośników sączyła się muzyka, w większości KoRn. Próba rozkręcenia pogo, ale mało miejcsa, na dworzu nie było słychać muzyki i było ognisko i ludzie z klasy Sławka, którzy mieli obiekcje. Wróciliśmy do środka.
[Dante: Oprócz Korna leciał prawie cały czas Disturbed i raz Trivium z mojego telefonu którego nikt wcześniej nie słyszał, ale do tego zdążyłem się przyzwyczaić.]
Alkohol się dość szybko skończył bo i dużo go ogólnie nie było. Ludzie z klasy Sławka się zbierają nie-tak-powoli. Nie pamiętam jak dużo się ich zmyło, ale do północy było mało osób spoza gildią.
Od tego czasu impreza na sucho, ale w przyjaznej atmosferze. [Prawda taka, że kiedy szisza i alkohol się skończyły impreza trwałą dalej, niezrażona zupełnie przy dyskusjach o wszystkim i o niczym. Pamiętam również, że w pewnym momencie ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu i zadowoleniu z glośników zaczął lecieć Kipelov ^^ Później mnie Ravi i Hei wyciągnęli na spacer jako że od końca roku szkolnego nie mieliśmy okazji pogadać, a każde z nas poznało zupełnie nowe liceum.]
Gdzieś po drodze był torcik z kremem, którego Ivona koniecznie nie chciała jeść, a koniecznie próbowałem ją do spróbowania powyższego nakłonić[Iv: No ej sorry nie lubię keru i nie zmusisz mnie żebym go jadła. Wystarczy że mnie bigosem karmiłeśSmile]. Jakoś później było jej zimno, dałem jej swoją kurtkę [później jakoś dorwał się do niej jubilat i oczywiście nie chciał mi jej [Hei: Kurtki czy Ivony ;p ?] [Iv: Kurtki Hei...:p] oddać jak mi się zrobiło zimno].
Potem stagnacja i rozmowy na tematy różnorakie, w tym nakłanianie mnie do wstąpienia do gildii. Nem obejmuje (dość blisko, chyba nawet położyła swoje nogi na nogach Hei'a) z jednej strony Hei'a, z drugiej... chyba z drugiej strony był Ravi, widocznie do tego przyzwyczajony i rozluźniony. Hei wyraźnie spięty, ale odpowiadał i rozmawiał spokojnie.
[Nem: Niech się Hei wypowie czy było mu źle. Jeszcze tam był Andriej, nie pomijaj go ;c.]
[Hei: Nie było mi źle. Właściwie nie wiedzieć czemu udawałem nazbyt spiętego. Pamiętam ten zadziorny uśmiech Andrieja jak Nem położyła rękę na jego ramieniu. ^ ^]
[Ari:Mniej więcej w tym samym czasie, ja dopadając kufel swieżej herbaty siedziałam sobie na kanapie ze Szlaczkiem i z zainteresowaniem obserwowaliśmy resztę bardów nie stroniąc od rozmow wszelakich. Później ejszcze rozmowa zeszła na bardziej informatyczne tematy, kiedy dołączyła się do nas Grabarz. Gdzieś w między czasie trochę pojkowaliśmy. Noc płynęła.]
Dante z kamienną twarzą to obserwował, chyba go to nie ruszało.
[Nem: EEEJ sam mówił „idź, zajmij się kotami, SAM SAM SAM SAM!!! ;W;W;W;W;W;W;W;W]
[Dante: Co miałem powiedzieć zobaczyłem te wygłodniałe oczka w Twoim kierunku Nem ? Po pierwsze widok rozpieszczanej Hersztki był bardzo ciekawy, gdzie pozwoliło nam ze Szlaczkiem analizować zachowania kotów… A po drugie nikt nie dał mi powodu do uczucia zazdrości.]
Za to potem zaaranżował odwrotną sytuację. Aby zaobserwować reakcję Nem przytulił się do Verr, kiedy Nemik wchodziła do pokoju. Wtedy pierwszy raz zobaczyłem te błyskawice w oczach hersztki, ten zabójczy wzrok. To było ciekawe. Ochrzan, dłuższa chwila konsternacji, unikanie się Nem i Dantego. Potem spokój.
[Nem: … no coment…]
[Dante: …no coment…]
Dalej rozmowy różnorakie. Do końca nocy. W efekcie wszyscy gdzieś pospali.
[Nem: Nom, nawet zobaczyłam swoje zdjęcia jak śpię ;w.]
Rano budzenie się, ogarnianie ogólne. [Hei: Przypominam mi się sytuacja z tym jak Dante spał i słowa Nemi „Ty kur**!! Śpisz między dwoma kobietami, w tym jedna ma brodę!”]
[Dante: Ej, może ja lubię dziewczyny z brodami Razz Zostałbym z Nem, ale za bardzo się wierciła i zabierała cały śpiwór, a było mi bardzo zimno]
Resztki ekipy z LILO zebrały się pierwsze do domów. [Ari: Takoż o tej porze zabraliśmy się również ja i Szlaczek spowrotem do Wawy, gdyż mnie czekały jeszcze przygotowania do szkoły, a Szlaczek musiał jeszcze dotrzeć do Płocka. SKM-ką bez trudu dojechaliśmy na Śródmieście gdzie jeszcze odwiedziliśmy złototarasową łazienkę (niesamowite jak potrafi wpłynąć na samopoczucie przebranie się i ogarnięcie się w cywilizowanej łazience po dwóch dniach w Halinówku Very Happy) i czując się już bardziej jak ludzie poszliśmy spożyć czekoladę do parku, po czym rozeszliśmy się każde w swoją stronę.]
My nie wiedząc co dalej robić, zebraliśmy się na spacer. Połaziliśmy sobie troszkę, pograliśmy w kartofla, poleżeliśmy na trawce. Hei nie wytrzymał psychicznie podczas zabaw Nem z Dantem i przeniósł się dobre 50m i siedział sam. Nem poszła do niego wybadać o co chodzi i uspokoić.
[Hei: Nie byłem jakoś zdenerwowany, chciałem tylko czegoś od kogoś ;p]
[Nem: Ej, my się z Dantem tylko KŁÓCILIŚMY, a Hei sam przyznał, że chciał tylko ukraść trochę mojej uwagi dla siebie.]
[Dante: Hei sprawdzał czy zwrócisz na niego uwagę, a z Twojej strony to była pełna olewka. Gdyby nie ja i to ze zrobiło mi się go szkoda, to byś do niego nawet nie podeszła.]
Siedzieliśmy tam chyba do 15:00, potem pojechaliśmy na stację do Halinowa. Ja z Trollem tylko nie zdążyliśmy kupić biletów, niby 3 stacje do naszej strefy biletowej, na którą mieliśmy karty miejskie. Kanar wsiadł na tej samej stacji co my, w te same drzwi. Pech, ale na stacji w Sulejówku (gdzie próbowaliśmy z Trollem zwiać) udało się wytargować 1 mandat na 2 osoby.
Potem już bez Trolla, który wysiadł w po drodze, dołączyłem do bardów na Zachodnim, gdzie czekali na PKS. [Hei: Nadal słyszę w głowie „czy to ten dziwny kolega Fillera?”]
Potem już tylko zielone hamburgery kupione ze Sławkiem na dworcu i powrót do domu.
Przez cały czas trwania oczywiście chodzenie "do misia", po drodze tej także bywało ciekawie.
[Hei: „A gdzie miś mieszka? W lesie!”]
No i to tyle ode mnie. Ja też tam byłem i Fillerr'a miód piłem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Andriej




Dołączył: 26 Wrz 2011
Posty: 312
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/666

PostWysłany: Nie 15:58, 15 Sty 2012    Temat postu:

18 Verr&Fill

Czas: 23-25 września
Lokalizacja: działka Fillerr'a gdzieś za lasem w Halinowie, czyli zagubione zakamarki zapadłej dziury.
Obecni:
-Verr&Fill
-Nem
-Ivona
-Ari
-Szlaczek
-Ravi
-Hei
-Dante
-Andriej
-Troll (bliski przyjaciel Sławka)
-chyba z połowa klasy Fill'a
I ja.
[Jak o kimś zapomniałem to przepraszam, dość dawno to było]

Jakoś pod wieczór w piątek jedziemy w składzie: Andre, Verr, Szlaczek, ja autobusem to tego wygwizdowa. Pizga jak cholera, co w ogrzewanym autobusie nas nie obchodzi, za to obeszło nas później. Ale to później. A w międzyczasie będąc zapchani bagażami [w tym żarciem] poznajemy od Szlaczka legendy i podobno fakty dotyczące Nem i zaznajamiamy bliżej ze szlaczkową metodą manipulacji umysłami - "mhm...".
[Nem: Chętnie zapoznam się z tymi legendami i faktami dotyczącymi mnie. Ze Szlaczkową metodą manipulacji umysłami też ]x).]
Na końcu trasy, poza Światem i cywilizacją [patrz: granica strefy biletowej ztm] na pętli autobusu marźniemy czekając na ojca Fillerra.
Nadjechał, powitanie, przejazd do miejsca przeznaczenia.
Z tej nocy na obecną chwilę pamiętam tylko moje i Verr zabawy z włosami jubilata - projekt zakładał liberty spike z warkoczami po bokach, zrealizowany w połowie - Sławek kategorycznie nie zgadzał sie na lakierowanie, więc zamiast kolców było pięć czy sześć warkoczyków przez środek głowy [Andriej: Niestety efekt słaby - zabrakło nam przyborów coby projekt podtrzymać. Z kolei Yarren stawiał irokeza widelcem w kanciapie.] Były zdjęcia uwieczniane aparatem Szlaczka [Andriej: Ja chyba też jeszcze gdzieś jedno mam] (Szlaczek wrzuć gdzieś te zdjęcia w końcu xD). Cośtam chyba jeszcze było, ale nie pamiętam. Załóżmy, że poszliśmy grzecznie spać.
[Nem: Jako, że mnie tam nie było, to liczę na to, że ktoś powie cokolwiek więcej.]
[Andriej: Niestety bez rewelacji - faktycznie praktycznie grzecznie poszliśmy spać.]
Z następnego dnia nie pamiętam prawie nic ludzie klasy Sławka się zjeżdżali w ciągu dnia chyba, gdy przyjechali bardowie było już ciemno. Wręczenie koszulki bardowej Verrenie przez Nem tuż po powitaniu. [Hei: Pamiętam akcentowanie tego, w jaki sposób logo koszulki układało się na Verr. Ktoś powiedział, że będzie to dobrą reklamą Gildii.]
Oczywiście wszyscy przybywali tak samo jak my - Tato-Sławko-Mobilem.
[Nem: Z naszej strony to było tak, że wyjechaliśmy autobusem z samego rana, pożywialiśmy się kanapkami z majonezem i serem (Iwona zjadła moje ;w) a potem błądziliśmy w poszukiwaniu Domu Kultury. Pałacu Kultury? Kiedy go w końcu znaleźliśmy rozsiedliśmy się wygodnie czekając na Raviego i Heia. Hei nie był jeszcze bardem i mieliśmy go wtedy zobaczyć po raz pierwszy. Nie mogli nas znaleźć. Coś jest nie tak z tym Pałacem Kultury. Co się pod nim umówię, to zawsze trzeba się szukać godzinę czasu, tak było i tym razem. Ravi źle rozumiał moje teksty typu „dworzec za plecami i wysoki hotel po lewej”. Kiedy wreszcie zrozumiał zobaczył mnie i Iwonę sterczące na wysokim klombie i wymachujące rękami. Ravi jak zawsze wyglądał jak turysta z Amsterdamu, a Hei jakby się urwał ze scholi. Pomyślałam wtedy „Bard to z niego nie będzie, ale przynajmniej dzięki niemu przyjechał Ravi <3”. [Hei: Ała, to nie była wina Raviego lecz Nemikowy brak orientacji w terenie. I cały czas słyszałem „Kinoteka, Kinoteka, KINOTEKA!!!”. Każdy wie gdzie jest pałac Kultury i jak wygląda. Widać go nawet z dużej odległości. Te słowa nadal bolą :C Z jakiegoś powodu, jakoś stałem się bardem. Tu chciałbym podziękować mojemu opiekunowi - Raviemu.] Musieliśmy błądzić długo po wawie w poszukiwaniu pięknego karwasza dla Fillera, bo Raviemu nie udało się kupić w Toruniu. Dante i Ravi na zmianę mieli ogarniać miasto, ale wszyscy przyznają, że przestaliśmy błądzić dopiero kiedy ja stanęłam na czele ^^. Potem trafiliśmy jakimś cudem na ochotę i pojechaliśmy do Filla. Do dziś nie wiem co za idiota chciał ode mnie pianek, ale oberwało się za tą prośbę biednemu Szlaczkowi. [Hei: W chwili gdy dowiedziała się o piankach usłyszałem od Raviego „patrz i podziwiaj”, po czym słuchałem zabawnych bluzgów lecących w stronę osoby po drugiej stronie słuchawki, która najprawdopodobniej była tak samo zaskoczona jak ja.] Nie wiem jak się znaleźliśmy z Fillem, ale wiem, że biedacy gdzieś długo czekali na nas. Tyle pamiętam.]
[ Ari: Jeśli się nie mylę, to ja dotarłam jako ostatnia, a wszystko dlatego, że w ciągu jednego weekendu musiałam być w dwóch miejscach na raz i skończylo się na tym, że dopiero koło 18 (po całym dniu malowania drzewa na ścianie) wsiadłam w pociąg i pojechałam na koniec świata (z przesiadką na centralnym na SKM-kę). Wysiadłam niepewnie na jakiś pustokowiu, pomarzłam czekając, jednak w końcu znalazłam ojca Suaffka i szybko dojechałam do towarzystwa, które już w najlepsze rozpijało nalewkę. Przyznaję, że zaskoczona byłam nie mało widokiem Heia (którego znałam dotychczas z gimnazjum).
Przywitałam się należycie z bardami i gospodarzami, po czym objęłam stanowiska człowieka robiącego wszystkim herbatę xD]
Potem się zaczęła właściwa zabawa. Wręczanie prezentów, życzenia, przedstawianie się sobie nawzajem.
Ludzie z LILO [szkoła] rozpalają ognicho, impreza od tego momentu dzieli się:
-klasa Sławka na dworze rozpiją Vódkę i nalewkę Sławka, w tym drugim oczywiście pomagają im bardowie.
-bo w domku też alko chyba było. Tu się oczywiście zabunkrowała gildia.
[Nem: Pamiętam z tego, że Szlaczek z miejsca zainteresował się Dantem i zwrócił moją uwagę na Andrieja, chyba słowami „w sam raz na raz” (ciekawe co na to Andriej) [Andriej: Ciekawe, ciekawe.][Hei: Albo mi się wydaje, ale o mnie usłyszałem coś podobnego.], zaciekawił mnie chłopak, dlatego, że Fill kiedyś mówił o nim, że jednym z jego celów życiowych było mnie poznać. I jak Andriej? Jak się teraz czujesz? [Andriej: A nie narzekam, miło było, z drugiej strony ciekawe jakby to wyglądało bez twoich leków...] Siedzieliśmy wszyscy przy stole i musiałam „zająć się” kotami. Pamiętam też wtulonego we mnie i mruczącego Raviego i Szlaczka, który komentując wszystko co widział ściągał na siebie uwagę zebranych w tym moją. On jest wyjątkowym odpędzaczem nudy. Mało piliśmy i mało jedliśmy, ale i tak było świetnie. Pamiętam, że Iwona flirtowała z Yarrenem, Fillerem, albo z obydwoma na raz ;3.] [Iv:Oj Nem nie przesadzaj. od razu flirtowała;p]
I w kuchni wspólne rozpalanie sziszy, którą Fill dostał od swojej klasy. Tytoń był słaby spaliliśmy całe opakowanie (fakt, że nie duże) i chyba z pół opakowania kiepskich węgielków. Ale to małe opakowanie chyba wszystkich zadowoliło, chociaż nikt by się nie obraził gdybyś tę zabawę kontynuowali.
Ari się zajmowała robieniem herbat, za co jej jeszcze raz z tego miejca podziękuję, bo dobra herbatka nie jest zła Very Happy [A dziękować Very Happy]
[Nem: Ekhem, ale to był earl Grey.[Ari: Ignorantka Razz]
[Dante: Czuje się niedoceniony bo ja przejąłem obowiązki Ari, gdzie później uświadomiła mi ten fakt w kuchni gdzie robiłem kolejne herbaty. Za Earl Greya podziękuj solenizantowi Nem.]
Cały czas z moich głośników sączyła się muzyka, w większości KoRn. Próba rozkręcenia pogo, ale mało miejcsa, na dworzu nie było słychać muzyki i było ognisko i ludzie z klasy Sławka, którzy mieli obiekcje. Wróciliśmy do środka.
[Dante: Oprócz Korna leciał prawie cały czas Disturbed i raz Trivium z mojego telefonu którego nikt wcześniej nie słyszał, ale do tego zdążyłem się przyzwyczaić.]
Alkohol się dość szybko skończył bo i dużo go ogólnie nie było. Ludzie z klasy Sławka się zbierają nie-tak-powoli. Nie pamiętam jak dużo się ich zmyło, ale do północy było mało osób spoza gildią.
Od tego czasu impreza na sucho, ale w przyjaznej atmosferze. [Prawda taka, że kiedy szisza i alkohol się skończyły impreza trwałą dalej, niezrażona zupełnie przy dyskusjach o wszystkim i o niczym. Pamiętam również, że w pewnym momencie ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu i zadowoleniu z glośników zaczął lecieć Kipelov ^^ Później mnie Ravi i Hei wyciągnęli na spacer jako że od końca roku szkolnego nie mieliśmy okazji pogadać, a każde z nas poznało zupełnie nowe liceum.]
Gdzieś po drodze był torcik z kremem, którego Ivona koniecznie nie chciała jeść, a koniecznie próbowałem ją do spróbowania powyższego nakłonić[Iv: No ej sorry nie lubię keru i nie zmusisz mnie żebym go jadła. Wystarczy że mnie bigosem karmiłeśSmile]. Jakoś później było jej zimno, dałem jej swoją kurtkę [później jakoś dorwał się do niej jubilat i oczywiście nie chciał mi jej [Hei: Kurtki czy Ivony ;p ?] [Iv: Kurtki Hei...:p] oddać jak mi się zrobiło zimno].
Potem stagnacja i rozmowy na tematy różnorakie, w tym nakłanianie mnie do wstąpienia do gildii. Nem obejmuje (dość blisko, chyba nawet położyła swoje nogi na nogach Hei'a) z jednej strony Hei'a, z drugiej... chyba z drugiej strony był Ravi, widocznie do tego przyzwyczajony i rozluźniony. Hei wyraźnie spięty, ale odpowiadał i rozmawiał spokojnie.
[Nem: Niech się Hei wypowie czy było mu źle. Jeszcze tam był Andriej, nie pomijaj go ;c.][Andriej: Dopiero za Heiem, więc pominięcie usprawiedliwione.]
[Hei: Nie było mi źle. Właściwie nie wiedzieć czemu udawałem nazbyt spiętego. Pamiętam ten zadziorny uśmiech Andrieja jak Nem położyła rękę na jego ramieniu. ^ ^] [Andriej: Oj tam zaraz zadziorny Smile]
[Ari:Mniej więcej w tym samym czasie, ja dopadając kufel swieżej herbaty siedziałam sobie na kanapie ze Szlaczkiem i z zainteresowaniem obserwowaliśmy resztę bardów nie stroniąc od rozmow wszelakich. Później ejszcze rozmowa zeszła na bardziej informatyczne tematy, kiedy dołączyła się do nas Grabarz. Gdzieś w między czasie trochę pojkowaliśmy. Noc płynęła.]
Dante z kamienną twarzą to obserwował, chyba go to nie ruszało.
[Nem: EEEJ sam mówił „idź, zajmij się kotami, SAM SAM SAM SAM!!! ;W;W;W;W;W;W;W;W]
[Dante: Co miałem powiedzieć zobaczyłem te wygłodniałe oczka w Twoim kierunku Nem ? Po pierwsze widok rozpieszczanej Hersztki był bardzo ciekawy, gdzie pozwoliło nam ze Szlaczkiem analizować zachowania kotów… A po drugie nikt nie dał mi powodu do uczucia zazdrości.]
Za to potem zaaranżował odwrotną sytuację. Aby zaobserwować reakcję Nem przytulił się do Verr, kiedy Nemik wchodziła do pokoju. Wtedy pierwszy raz zobaczyłem te błyskawice w oczach hersztki, ten zabójczy wzrok. To było ciekawe. Ochrzan, dłuższa chwila konsternacji, unikanie się Nem i Dantego. Potem spokój.
[Nem: … no coment…]
[Dante: …no coment…]
Dalej rozmowy różnorakie. Do końca nocy. W efekcie wszyscy gdzieś pospali.
[Nem: Nom, nawet zobaczyłam swoje zdjęcia jak śpię ;w.]
Rano budzenie się, ogarnianie ogólne. [Hei: Przypominam mi się sytuacja z tym jak Dante spał i słowa Nemi „Ty kur**!! Śpisz między dwoma kobietami, w tym jedna ma brodę!”]
[Dante: Ej, może ja lubię dziewczyny z brodami Razz Zostałbym z Nem, ale za bardzo się wierciła i zabierała cały śpiwór, a było mi bardzo zimno]
Resztki ekipy z LILO zebrały się pierwsze do domów. [Ari: Takoż o tej porze zabraliśmy się również ja i Szlaczek spowrotem do Wawy, gdyż mnie czekały jeszcze przygotowania do szkoły, a Szlaczek musiał jeszcze dotrzeć do Płocka. SKM-ką bez trudu dojechaliśmy na Śródmieście gdzie jeszcze odwiedziliśmy złototarasową łazienkę (niesamowite jak potrafi wpłynąć na samopoczucie przebranie się i ogarnięcie się w cywilizowanej łazience po dwóch dniach w Halinówku Very Happy) i czując się już bardziej jak ludzie poszliśmy spożyć czekoladę do parku, po czym rozeszliśmy się każde w swoją stronę.]
My nie wiedząc co dalej robić, zebraliśmy się na spacer. Połaziliśmy sobie troszkę, pograliśmy w kartofla, poleżeliśmy na trawce. Hei nie wytrzymał psychicznie podczas zabaw Nem z Dantem i przeniósł się dobre 50m i siedział sam. Nem poszła do niego wybadać o co chodzi i uspokoić.
[Hei: Nie byłem jakoś zdenerwowany, chciałem tylko czegoś od kogoś ;p]
[Nem: Ej, my się z Dantem tylko KŁÓCILIŚMY, a Hei sam przyznał, że chciał tylko ukraść trochę mojej uwagi dla siebie.]
[Dante: Hei sprawdzał czy zwrócisz na niego uwagę, a z Twojej strony to była pełna olewka. Gdyby nie ja i to ze zrobiło mi się go szkoda, to byś do niego nawet nie podeszła.]
Siedzieliśmy tam chyba do 15:00, potem pojechaliśmy na stację do Halinowa. Ja z Trollem tylko nie zdążyliśmy kupić biletów, niby 3 stacje do naszej strefy biletowej, na którą mieliśmy karty miejskie. Kanar wsiadł na tej samej stacji co my, w te same drzwi. Pech, ale na stacji w Sulejówku (gdzie próbowaliśmy z Trollem zwiać) udało się wytargować 1 mandat na 2 osoby.
Potem już bez Trolla, który wysiadł w po drodze, dołączyłem do bardów na Zachodnim, gdzie czekali na PKS. [Hei: Nadal słyszę w głowie „czy to ten dziwny kolega Fillera?”][Andriej: Z kolei ja razem z Verr niestety byliśmy zmuszeni opuścić towarzystwo w Rembertowie Sad ]
Potem już tylko zielone hamburgery kupione ze Sławkiem na dworcu i powrót do domu.
Przez cały czas trwania oczywiście chodzenie "do misia", po drodze tej także bywało ciekawie.
[Hei: „A gdzie miś mieszka? W lesie!”]
No i to tyle ode mnie. Ja też tam byłem i Fillerr'a miód piłem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nemesis
Herszt



Dołączył: 14 Lut 2007
Posty: 6496
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/666

PostWysłany: Śro 16:30, 18 Sty 2012    Temat postu:

Teoretycznie jutro koniec terminu. Miło by było jakby się reszta dopisała. Wbrew pozorom to kosztuje nie więcej wysiłku niż przeczytanie tego.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szlaczek
Wieczny kot



Dołączył: 17 Cze 2010
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/666
Skąd: Płock / Warszawa / Księżyc

PostWysłany: Pią 0:42, 20 Sty 2012    Temat postu:

18 Verr&Fill

Czas: 23-25 września
Lokalizacja: działka Fillerr'a gdzieś za lasem w Halinowie, czyli zagubione zakamarki zapadłej dziury.
Obecni:
-Verr&Fill
-Nem
-Ivona
-Ari
-Szlaczek
-Ravi
-Hei
-Dante
-Andriej
-Troll (bliski przyjaciel Sławka)
-chyba z połowa klasy Fill'a
I ja.
[Jak o kimś zapomniałem to przepraszam, dość dawno to było]

Jakoś pod wieczór w piątek jedziemy w składzie: Andre, Verr, Szlaczek, ja autobusem to tego wygwizdowa. Pizga jak cholera, co w ogrzewanym autobusie nas nie obchodzi, za to obeszło nas później. Ale to później. A w międzyczasie będąc zapchani bagażami [w tym żarciem] poznajemy od Szlaczka legendy i podobno fakty dotyczące Nem i zaznajamiamy bliżej ze szlaczkową metodą manipulacji umysłami - "mhm...".
[Nem: Chętnie zapoznam się z tymi legendami i faktami dotyczącymi mnie. Ze Szlaczkową metodą manipulacji umysłami też ]x).]
Na końcu trasy, poza Światem i cywilizacją [patrz: granica strefy biletowej ztm] na pętli autobusu marźniemy czekając na ojca Fillerra.
Nadjechał, powitanie, przejazd do miejsca przeznaczenia.
Z tej nocy na obecną chwilę pamiętam tylko moje i Verr zabawy z włosami jubilata - projekt zakładał liberty spike z warkoczami po bokach, zrealizowany w połowie - Sławek kategorycznie nie zgadzał sie na lakierowanie, więc zamiast kolców było pięć czy sześć warkoczyków przez środek głowy [Andriej: Niestety efekt słaby - zabrakło nam przyborów coby projekt podtrzymać. Z kolei Yarren stawiał irokeza widelcem w kanciapie.] Były zdjęcia uwieczniane aparatem Szlaczka [Andriej: Ja chyba też jeszcze gdzieś jedno mam] (Szlaczek wrzuć gdzieś te zdjęcia w końcu xD). Cośtam chyba jeszcze było, ale nie pamiętam. Załóżmy, że poszliśmy grzecznie spać.
[Nem: Jako, że mnie tam nie było, to liczę na to, że ktoś powie cokolwiek więcej.]
[Andriej: Niestety bez rewelacji - faktycznie praktycznie grzecznie poszliśmy spać.]
[Szlaczek: A rozpijanie miodu? "Męska rozmowa, taka o życiu i śmierci" której nie pamiętam?]
Z następnego dnia nie pamiętam prawie nic ludzie klasy Sławka się zjeżdżali w ciągu dnia chyba, gdy przyjechali bardowie było już ciemno. Wręczenie koszulki bardowej Verrenie przez Nem tuż po powitaniu. [Hei: Pamiętam akcentowanie tego, w jaki sposób logo koszulki układało się na Verr. Ktoś powiedział, że będzie to dobrą reklamą Gildii.]
Oczywiście wszyscy przybywali tak samo jak my - Tato-Sławko-Mobilem.
[Nem: Z naszej strony to było tak, że wyjechaliśmy autobusem z samego rana, pożywialiśmy się kanapkami z majonezem i serem (Iwona zjadła moje ;w) a potem błądziliśmy w poszukiwaniu Domu Kultury. Pałacu Kultury? Kiedy go w końcu znaleźliśmy rozsiedliśmy się wygodnie czekając na Raviego i Heia. Hei nie był jeszcze bardem i mieliśmy go wtedy zobaczyć po raz pierwszy. Nie mogli nas znaleźć. Coś jest nie tak z tym Pałacem Kultury. Co się pod nim umówię, to zawsze trzeba się szukać godzinę czasu, tak było i tym razem. Ravi źle rozumiał moje teksty typu „dworzec za plecami i wysoki hotel po lewej”. Kiedy wreszcie zrozumiał zobaczył mnie i Iwonę sterczące na wysokim klombie i wymachujące rękami. Ravi jak zawsze wyglądał jak turysta z Amsterdamu, a Hei jakby się urwał ze scholi. Pomyślałam wtedy „Bard to z niego nie będzie, ale przynajmniej dzięki niemu przyjechał Ravi <3”. [Hei: Ała, to nie była wina Raviego lecz Nemikowy brak orientacji w terenie. I cały czas słyszałem „Kinoteka, Kinoteka, KINOTEKA!!!”. Każdy wie gdzie jest pałac Kultury i jak wygląda. Widać go nawet z dużej odległości. Te słowa nadal bolą :C Z jakiegoś powodu, jakoś stałem się bardem. Tu chciałbym podziękować mojemu opiekunowi - Raviemu.] Musieliśmy błądzić długo po wawie w poszukiwaniu pięknego karwasza dla Fillera, bo Raviemu nie udało się kupić w Toruniu. Dante i Ravi na zmianę mieli ogarniać miasto, ale wszyscy przyznają, że przestaliśmy błądzić dopiero kiedy ja stanęłam na czele ^^. Potem trafiliśmy jakimś cudem na ochotę i pojechaliśmy do Filla. Do dziś nie wiem co za idiota chciał ode mnie pianek, ale oberwało się za tą prośbę biednemu Szlaczkowi. [Hei: W chwili gdy dowiedziała się o piankach usłyszałem od Raviego „patrz i podziwiaj”, po czym słuchałem zabawnych bluzgów lecących w stronę osoby po drugiej stronie słuchawki, która najprawdopodobniej była tak samo zaskoczona jak ja.] [Szlaczek: Wcale nie byłem zaskoczony, ja wiem, że Nem nie przestrzega zasady "posłańca ze złymi wieściami się nie zabija"] Nie wiem jak się znaleźliśmy z Fillem, ale wiem, że biedacy gdzieś długo czekali na nas. Tyle pamiętam.]
[ Ari: Jeśli się nie mylę, to ja dotarłam jako ostatnia, a wszystko dlatego, że w ciągu jednego weekendu musiałam być w dwóch miejscach na raz i skończylo się na tym, że dopiero koło 18 (po całym dniu malowania drzewa na ścianie) wsiadłam w pociąg i pojechałam na koniec świata (z przesiadką na centralnym na SKM-kę). Wysiadłam niepewnie na jakiś pustokowiu, pomarzłam czekając, jednak w końcu znalazłam ojca Suaffka i szybko dojechałam do towarzystwa, które już w najlepsze rozpijało nalewkę. Przyznaję, że zaskoczona byłam nie mało widokiem Heia (którego znałam dotychczas z gimnazjum).
Przywitałam się należycie z bardami i gospodarzami, po czym objęłam stanowiska człowieka robiącego wszystkim herbatę xD]
Potem się zaczęła właściwa zabawa. Wręczanie prezentów, życzenia, przedstawianie się sobie nawzajem.
Ludzie z LILO [szkoła] rozpalają ognicho, impreza od tego momentu dzieli się:
-klasa Sławka na dworze rozpiją Vódkę i nalewkę Sławka, w tym drugim oczywiście pomagają im bardowie.
-bo w domku też alko chyba było. Tu się oczywiście zabunkrowała gildia.
[Nem: Pamiętam z tego, że Szlaczek z miejsca zainteresował się Dantem i zwrócił moją uwagę na Andrieja, chyba słowami „w sam raz na raz” (ciekawe co na to Andriej) [Andriej: Ciekawe, ciekawe.][Hei: Albo mi się wydaje, ale o mnie usłyszałem coś podobnego.], zaciekawił mnie chłopak, dlatego, że Fill kiedyś mówił o nim, że jednym z jego celów życiowych było mnie poznać. I jak Andriej? Jak się teraz czujesz? [Andriej: A nie narzekam, miło było, z drugiej strony ciekawe jakby to wyglądało bez twoich leków...] Siedzieliśmy wszyscy przy stole i musiałam „zająć się” kotami. Pamiętam też wtulonego we mnie i mruczącego Raviego i Szlaczka, który komentując wszystko co widział ściągał na siebie uwagę zebranych w tym moją. On jest wyjątkowym odpędzaczem nudy. Mało piliśmy i mało jedliśmy, ale i tak było świetnie. Pamiętam, że Iwona flirtowała z Yarrenem, Fillerem, albo z obydwoma na raz ;3.] [Iv:Oj Nem nie przesadzaj. od razu flirtowała;p]
I w kuchni wspólne rozpalanie sziszy, którą Fill dostał od swojej klasy. Tytoń był słaby spaliliśmy całe opakowanie (fakt, że nie duże) i chyba z pół opakowania kiepskich węgielków. Ale to małe opakowanie chyba wszystkich zadowoliło, chociaż nikt by się nie obraził gdybyś tę zabawę kontynuowali.
Ari się zajmowała robieniem herbat, za co jej jeszcze raz z tego miejca podziękuję, bo dobra herbatka nie jest zła Very Happy [A dziękować Very Happy]
[Nem: Ekhem, ale to był earl Grey.[Ari: Ignorantka Razz]
[Dante: Czuje się niedoceniony bo ja przejąłem obowiązki Ari, gdzie później uświadomiła mi ten fakt w kuchni gdzie robiłem kolejne herbaty. Za Earl Greya podziękuj solenizantowi Nem.]
Cały czas z moich głośników sączyła się muzyka, w większości KoRn. Próba rozkręcenia pogo, ale mało miejcsa, na dworzu nie było słychać muzyki i było ognisko i ludzie z klasy Sławka, którzy mieli obiekcje. Wróciliśmy do środka.
[Dante: Oprócz Korna leciał prawie cały czas Disturbed i raz Trivium z mojego telefonu którego nikt wcześniej nie słyszał, ale do tego zdążyłem się przyzwyczaić.]
Alkohol się dość szybko skończył bo i dużo go ogólnie nie było. Ludzie z klasy Sławka się zbierają nie-tak-powoli. Nie pamiętam jak dużo się ich zmyło, ale do północy było mało osób spoza gildią.
Od tego czasu impreza na sucho, ale w przyjaznej atmosferze. [Prawda taka, że kiedy szisza i alkohol się skończyły impreza trwałą dalej, niezrażona zupełnie przy dyskusjach o wszystkim i o niczym. Pamiętam również, że w pewnym momencie ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu i zadowoleniu z glośników zaczął lecieć Kipelov ^^ Później mnie Ravi i Hei wyciągnęli na spacer jako że od końca roku szkolnego nie mieliśmy okazji pogadać, a każde z nas poznało zupełnie nowe liceum.]
Gdzieś po drodze był torcik z kremem, którego Ivona koniecznie nie chciała jeść, a koniecznie próbowałem ją do spróbowania powyższego nakłonić[Iv: No ej sorry nie lubię keru i nie zmusisz mnie żebym go jadła. Wystarczy że mnie bigosem karmiłeśSmile]. Jakoś później było jej zimno, dałem jej swoją kurtkę [później jakoś dorwał się do niej jubilat i oczywiście nie chciał mi jej [Hei: Kurtki czy Ivony ;p ?] [Iv: Kurtki Hei...:p] oddać jak mi się zrobiło zimno].
Potem stagnacja i rozmowy na tematy różnorakie, w tym nakłanianie mnie do wstąpienia do gildii. Nem obejmuje (dość blisko, chyba nawet położyła swoje nogi na nogach Hei'a) z jednej strony Hei'a, z drugiej... chyba z drugiej strony był Ravi, widocznie do tego przyzwyczajony i rozluźniony. Hei wyraźnie spięty, ale odpowiadał i rozmawiał spokojnie. [Szlaczek: Tak... moje komantarze na ten temat jeszcze bardziej Heia spinały, ku uciesze Dantego, siedzącego po mej prawicy.]
[Nem: Niech się Hei wypowie czy było mu źle. Jeszcze tam był Andriej, nie pomijaj go ;c.][Andriej: Dopiero za Heiem, więc pominięcie usprawiedliwione.]
[Hei: Nie było mi źle. Właściwie nie wiedzieć czemu udawałem nazbyt spiętego. Pamiętam ten zadziorny uśmiech Andrieja jak Nem położyła rękę na jego ramieniu. ^ ^] [Andriej: Oj tam zaraz zadziorny Smile]
[Ari:Mniej więcej w tym samym czasie, ja dopadając kufel swieżej herbaty siedziałam sobie na kanapie ze Szlaczkiem i z zainteresowaniem obserwowaliśmy resztę bardów nie stroniąc od rozmow wszelakich. Później ejszcze rozmowa zeszła na bardziej informatyczne tematy, kiedy dołączyła się do nas Grabarz. Gdzieś w między czasie trochę pojkowaliśmy. Noc płynęła.]
Dante z kamienną twarzą to obserwował, chyba go to nie ruszało.
[Nem: EEEJ sam mówił „idź, zajmij się kotami, SAM SAM SAM SAM!!! ;W;W;W;W;W;W;W;W]
[Dante: Co miałem powiedzieć zobaczyłem te wygłodniałe oczka w Twoim kierunku Nem ? Po pierwsze widok rozpieszczanej Hersztki był bardzo ciekawy, gdzie pozwoliło nam ze Szlaczkiem analizować zachowania kotów… A po drugie nikt nie dał mi powodu do uczucia zazdrości.]
Za to potem zaaranżował odwrotną sytuację. Aby zaobserwować reakcję Nem przytulił się do Verr, kiedy Nemik wchodziła do pokoju. Wtedy pierwszy raz zobaczyłem te błyskawice w oczach hersztki, ten zabójczy wzrok. To było ciekawe. Ochrzan, dłuższa chwila konsternacji, unikanie się Nem i Dantego. Potem spokój.
[Nem: … no coment…]
[Dante: …no coment…]
[Szlaczek: jakoś wcześniej powiedziałem kilka słów za dużo, i Nemik zaczęła mnie ignorować, tom oklapł i zaczął usypiać z nudów, co Dante zaobserwował i sugerował po bardowisku różne ciekawe rzeczy... Potwierdzanie ich okazało się prawdziwą rozkoszą]
Dalej rozmowy różnorakie. Do końca nocy. W efekcie wszyscy gdzieś pospali.
[Szlaczek: Pamiętam jak kładąc się musiałem zdecydować: Podłoga czy plecy Dantego. Druga opcja była bardziej kusząca, mrawr]
[Nem: Nom, nawet zobaczyłam swoje zdjęcia jak śpię ;w.]
Rano budzenie się, ogarnianie ogólne. [Hei: Przypominam mi się sytuacja z tym jak Dante spał i słowa Nemi „Ty kur**!! Śpisz między dwoma kobietami, w tym jedna ma brodę!”]
[Szlaczek: Ale nie miałem brody... I nie jestem kobietą... <chlip> Nie dam się podpuścić do zdjęcia spodni i udowadniania tego Razz]
[Dante: Ej, może ja lubię dziewczyny z brodami Razz Zostałbym z Nem, ale za bardzo się wierciła i zabierała cały śpiwór, a było mi bardzo zimno]
Resztki ekipy z LILO zebrały się pierwsze do domów. [Ari: Takoż o tej porze zabraliśmy się również ja i Szlaczek spowrotem do Wawy, gdyż mnie czekały jeszcze przygotowania do szkoły, a Szlaczek musiał jeszcze dotrzeć do Płocka. SKM-ką bez trudu dojechaliśmy na Śródmieście gdzie jeszcze odwiedziliśmy złototarasową łazienkę (niesamowite jak potrafi wpłynąć na samopoczucie przebranie się i ogarnięcie się w cywilizowanej łazience po dwóch dniach w Halinówku Very Happy) i czując się już bardziej jak ludzie poszliśmy spożyć czekoladę do parku, po czym rozeszliśmy się każde w swoją stronę.]
My nie wiedząc co dalej robić, zebraliśmy się na spacer. Połaziliśmy sobie troszkę, pograliśmy w kartofla, poleżeliśmy na trawce. Hei nie wytrzymał psychicznie podczas zabaw Nem z Dantem i przeniósł się dobre 50m i siedział sam. Nem poszła do niego wybadać o co chodzi i uspokoić.
[Hei: Nie byłem jakoś zdenerwowany, chciałem tylko czegoś od kogoś ;p]
[Nem: Ej, my się z Dantem tylko KŁÓCILIŚMY, a Hei sam przyznał, że chciał tylko ukraść trochę mojej uwagi dla siebie.]
[Dante: Hei sprawdzał czy zwrócisz na niego uwagę, a z Twojej strony to była pełna olewka. Gdyby nie ja i to ze zrobiło mi się go szkoda, to byś do niego nawet nie podeszła.]
Siedzieliśmy tam chyba do 15:00, potem pojechaliśmy na stację do Halinowa. Ja z Trollem tylko nie zdążyliśmy kupić biletów, niby 3 stacje do naszej strefy biletowej, na którą mieliśmy karty miejskie. Kanar wsiadł na tej samej stacji co my, w te same drzwi. Pech, ale na stacji w Sulejówku (gdzie próbowaliśmy z Trollem zwiać) udało się wytargować 1 mandat na 2 osoby.
Potem już bez Trolla, który wysiadł w po drodze, dołączyłem do bardów na Zachodnim, gdzie czekali na PKS. [Hei: Nadal słyszę w głowie „czy to ten dziwny kolega Fillera?”][Andriej: Z kolei ja razem z Verr niestety byliśmy zmuszeni opuścić towarzystwo w Rembertowie Sad ]
Potem już tylko zielone hamburgery kupione ze Sławkiem na dworcu i powrót do domu.
Przez cały czas trwania oczywiście chodzenie "do misia", po drodze tej także bywało ciekawie.
[Hei: „A gdzie miś mieszka? W lesie!”]
No i to tyle ode mnie. Ja też tam byłem i Fillerr'a miód piłem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nemesis
Herszt



Dołączył: 14 Lut 2007
Posty: 6496
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/666

PostWysłany: Pią 22:48, 20 Sty 2012    Temat postu:

Szlaczek się dopisał a reszta już chyba nie ma zamiaru. Dlatego teraz wkleję relację z Gabikonu. Do relacji z 18 Verr i Filla możecie się jeszcze dopisać jeśli chcecie. Wystarczy, że ją skopiujecie tak jak wcześniej. Tymczasem...

___________________________________________________________________

Gabikon - 01.08.2011r - 09.08.2011r
(By Arya. Komenty od: Nem, Ivona…)

Początek jest prosty do zapamiętania, bo pierwszego dnia zawsze się przyjeżdża, a gdy się ma już taki punkt zaczepienia, to łatwo jest dopowiedzieć resztę, to dopiero reszta wyjazdu rozmywa się w wolno płynących dniach i nie do odgadnięcia jest które słowo kiedy zostało powiedziane. Zacznijmy więc.
Pierwszego sierpnia, w środku wcale nie tak upalnych wakacji ja, Ravi i Phellem spędziliśmy sześć godzin w pociagu z Torunia do Piotrkowa Trybunalskiego oglądając na telefonie Raviego początek "Herosów" (tak, w pociągu, na ekranie mającym może z 4 cale przekątnej xD) a także nerdząc zgodnie nad Herosami i Doktorem Who. Kiedy wysiedliśmy na dworcu w Piotrkowie daleko nam było jeszcze do końca podróży i obładowani bagażami zajęliśmy tylne siedzenia PKS'u coby do Opoczna dotrzeć. Tam, wyjątkowo bez większego gubienia się i szukania spotkaliśmy Gabriela, naszego tegorocznego gospodarza, z którym zrobiliśmy tournee po sklepach by kupić ostatnie potrzebne rzeczy na tenże zjazd i w końcu dotarliśmy na malowniczą działkę.
[Nem: Dla nas początek wyglądał nieco inaczej. Z tego co pamiętam, to Iwona chyba nocowała u mnie, ale pewna nie jestem. W każdym razie tego dnia od rana siedzieliśmy na działce u Gabriela. Potrzebowałabym jego potwierdzenia. Na pewno ma lepszą pamięć ode mnie.]
[Phell: Z tego całego przyjazdu najbardziej zapadł mi w pamięć widok miasta Piotrkowa. Miejscami wyglądało to naprawdę strasznie.]
[Iv: Nem nie nocowałm wtedy u ciebie tylko przyjechałam do opoczna sama i potem Gaba tata zawiózł nas na działkę.]
Trzeba tutaj napisać kilka rzeczy, mianowicie, że jest to działka na absolutnym końcu świata (Miedzna Murowana to przy tym cywilizacja [Nem: Wypraszam sobie.]), a na dodatek mocno zasiedlona przez Bardzo-Uważać-By-Nie-Zdeptać roślinki [Phell: tudzież świeżo posianą trawę], a także Nie-Drażnić-I-Nie-Zabijać pszczoły, a i zwykłych irytujących os nie brakowało. Jednak na działce była też piwniczka, która wyglądała wypisz wymaluj jak hobbicki dom, tylko okrągłych drzwiczek brakowało. Ponadto znajdowała się tam pompa, dom w stanie surowym, latryna i garaż z przyległą do niego uroczą i wykończoną kuchnią z starym piecem westfalką. [Nem: Chciałabym dodać, że była tam także urocza altanka, domek letniskowy, kawałek lasku, dwa stawy i prześliczny mostek, hamak, skalniaki, warzywa i cudne kwitnące i nie roślinki.]
Tam już przebywała Nemesis, a także jej kuzynka Ivona, oraz okazjonalny gość Gildii Burzum i o tyle o ile pierwsze dwie ciężko harowały doprowadzając do czystości zbiornik na wodę (bardzo ważną wodę, bo wodę do prysznica) tak tego ostatniego zapamiętałam siedzącego przy stole z piwem (bez obrazy xD). [Nem: To nie do końca tak. Faktycznie mieliśmy oczyścić ten zbiornik z glonów i mój były niedoszły luby narzeczony miał nam pomóc, ale że był odziany w szykowną czarną koszulę i czarne spodnie i absolutnie nie chciał z tych ubrać wyjść to zajmował się wylewaniem wody do rowu, i oczyszczaniem grabek, a my z Ivoną roznegliżowałyśmy się i hopla w to błoto wyczesywać a potem jeszcze szorować. Nawet jeśli to się nie przydało potem, to cieszę się, że mogłybyśmy się jakoś przydać.] I tak popołudnie zeszło nam na rozgaszczaniu się, stawianiu prysznica i rozmowie. Później jeszcze zabraliśmy się (ja i Gab) z rodzicielem Gaba do Opoczna samochodem coby dostarczyć na miejsce dwa rowery - konieczny środek transportu na trasie sklep - bardowie. Wieczorem za to, czcząc ten piękny, letni wieczór rozpaliliśmy ognisko piekąc kiełbaski, dalej dyskutując i łamiąc wszelkie konwencje słuchając Alterbridge z komórki.
Wtedy, wraz z kilkoma znajomymi Gabriela w końcu dołączył do nas Suaffek, który został odebrany w dość nietypowy sposób z Opoczna.
[Nem: Z tym, z tego co pamiętam, wiążę się bardzo ciekawa rozmowa telefoniczna, którą Burzum do dzisiaj wspomina. Mianowicie kiedy Fillerr do mnie zadzwonił powiedziałam mu, że ma nie wsiadać do czarnej pumy dopóki nie przyjdzie do niego koleś z kapeluszem. Następnie, kiedy zadzwonił koleś z kapeluszem (Harry) powiedziałam mu, że ma dorwać kolesia z brodą zanim wsiądzie do czarnej pumy czy coś w tym stylu ^^’ niech mnie ktoś poprawi. Wy lepiej pamiętacie takie rzeczy niż ja.]
Później, gdy część z nas poszła już spać (tę noc spędziliśmy na karimatach i materacach w tym pustostanie) jeśli dobrze pamiętam ja, Nem i Suaffek zostaliśmy by podziwiać wyjątkowo dobrze widoczne gwiazdy i podyskutować na temat wszechświata.
Rano wszyscy obudziliśmy się zmarznięci, głodni i źli i chyba dopiero pomysł by kilka osób pojechało do sklepu po śniadanie obudził w nas jakąś chęć do wygrzebania się z śpiworów.
Niestety to już jest ten moment w którym nie jestem tak do końca pewna co się kiedy działo.
Płynęły nam dni... Z powodu zimna i nieprzytulności przenieśliśmy się wszyscy do kuchni z spaniem i codziennie rano i wieczorem poświęcaliśmy chwilę na rytuał szukania własnej karimaty i śpiwora i złożenie jej/rozłożenie nim można było iść spać/zacząć żyć. Niedługo nadjechała Avi, czekaliśmy już tylko na Quarta. [Nem: Czekaliśmy też na Ubika i na Szlaczka, ale niestety i jeden i drugi zawiedli. Ubik w szczególnie perfidny sposób, bo do końca deklarował się, że będzie.]
I tak spaliśmy długo, co najmniej raz dziennie wysyłaliśmy dwie osoby do sklepu, a ja, nie wiadomo czemu uznana, za najbardziej odpowiednią do tej roli, prowadziłam kreatywną księgowość próbując się zorientować kto i ile powinien komu oddać za zakupy.
Później ktoś zazwyczaj był w sklepie a reszta rozmawiała, czy też w moim wypadku próbowała nauczyć się machać pojami.
Spora część każdego dnia zajmowała nam radosna czynność kuchenna polegająca na gotowaniu obiadu dla tylu osób na westfalce i tak smażyliśmy naleśniki (kiedy to uczyłam się je podrzucać, a Phellem swym wiedźmińskim refleksem ratował je przed upadkiem na podłogę), robiliśmy spaghetti (pierwszy raz udało mi się doprowadzić Raviego do stwierdzenia, że to całkiem dobre jest!), czy w końcu nasze popisowe danie czyli ogromna ilość smażonego bakłażana z sklejonym ryżem w curry i gorzką sałatą (tego się po prostu nie da opisać, taka cała GÓRA praktycznie nie jadalnego jedzenia xD). [Nem: Naprawdę nie wiem jak mogłaś zapomnieć o daniu, które wiąże się z popisowym tekstem Gabriela o GRZĄSKIM GULASZU. To był mój tekst tych wakacji. Gulasz był w ogromnym garze, a Gabik głośno się upominał „Ja chcę z dna, nalej mi tego grząskiego!” ^^.]
Popołudniami, wszyscy zmęczeni padali by dalej rozmawiać i czytać (przyznaję, że ja sobie bardzo cenię czytanie godzinami "Pierwszego uderzenia" na hamaku pod dachem kiedy lał deszcz), a do wieczora zazwyczaj ogarnialiśmy się by zrobić coś kreatywnego i wspólnego. [Nem: Coś było nie tak z tą leniwą atmosferą. Ciężko było się wziąć za cokolwiek. Ciepło było tak, że nawet zmywanie wydawało się nie tak straszną czynnością. Na rowerach do sklepu jeździło się całkiem fajnie i strasznie dobrze wspominam budowanie coraz to bardziej wymyślnych pułapek na osy. W pewnym momencie zabiliśmy ich tak dużo, że przestały przylatywać. Nie wspomniałaś Ari, ze pierwszej nocy był z nami Burzum, ale potem pojechał. Za to odwiedził nas Wołek z dziwnym Karolem Frąckowiakiem, którego nigdy nie ogarnę na jakąś chwilę, przyjechał Patryk, mój brat i dziewczyna Patryka i graliśmy w munchkina. I zdarzało nam się zagrać w RPG. Budziłam się niewyspana. Może to dlatego, że spaliśmy w znanym już wszystkim trójkącie: Gab, Qrt i ja.]
I tak pojkowaliśmy (całkiem sporą grupą, bo ja, Suaffek, Ravi i Phellem), paliliśmy sziszę, czy też, co jest osobnym rozdziałem graliśmy w RPG. [Nem: O to to to to.]
Sesje były różnorakie, choć raczej nie odchodziliśmy od Świata mroku, gdyż najpierw Phellem poprowadził nam mhroczną sesję o dziwnej dziewczynce i potężnych artefaktach (która to ciągnęła się przez dobre trzy sesje, a przerwana została kiedy zaskakując MG i samych siebie podzieliliśmy się praktycznie na dwa przeciwne obozy xD) [Phellem: do tej pory nigdy nie sądziłem, że dam radę poprowadzić kreatywnie tylu osobom...] podczas to której odkryliśmy, że wino, szisza i sesja to kiepskie połączenie kończące się zamulnym Mistrzem gry [Phellem: ...i raczej nie mam siły próbować tego ponownie, chyba że bez alkoholu] Very Happy. [Nem: Ta gra była super ^^. Mistrz Gry kazał Raviemu zaufać wampirowi władającemu umysłami, czyli mi, a ja postanowiłam, jak już zdobyłam kamień, że zdobędę resztę. Zmanipulowałam Raviego i Kurcika i chciałam zdobyć władzę nad światem ^^. Niestety moim przeciwnikiem był Gab, a jak wiadomo wilkołaki są dużo silniejsze od wampirów no i on miał silniejszy kamień od mojego. Z tego co pamiętam, to Gabuś chciał oddać kamienie właścicielce [Phell: jego zadanie polegało bardziej na ochronie rzeczonego kamyka przed wpływem Zła] przede wszystkim i żeby na ziemi był spokój czy jakieś inne nudne bzdety =,=. Z tej sesji najdoskonalej pamiętam genialne Raviego uciekanie do umbry kiedy tylko działo się coś niepokojącego. Ewentualnie do Singapuru. [Phell: Nie wiesz co robić? Wejdź do Umbry!] Raz uciekł na jakąś pustynię ze mną i mnie mocno spaliło, to nie było fajne ;c. Potem, go zabiłam bo przestał mnie słuchać ^^. Przerwaliśmy w momencie gdy szanse mojej i przeciwnej drużyny były mocno wyrównane.] Później Gabriel zdecydował się wprowadzić nas w świat "Wampira Maskarady" poprzez podręcznikową, ale całkiem niezłą przygodę, której niestety też nie dokończyliśmy. [Nem: Pamiętam, że przysypiałam w trakcie tej sesji, a jak mnie budziliście to zmieniałam się w stado szczurów z głową rekina i zjadałam wrogów ;w. i Bużumik grał też <3 Bo on był z nami wtedy, taq.] Już po przyjeździe Kurta i naszym wspólnym zachwycie (w którym jeśli się nie mylę uczestniczył również Gabriel) światem wykreowanym w książkach "Metro 2033" i "Metro 2034" postanowiliśmy zagrać w tych realiach na mechanice z "Świata Mroku" i tak opracowaliśmy już fabułę i wytłumaczyliśmy innym realia świata, gdy niestety okazało się, że Kurt musi wcześniej wracać i nie zdążymy już zagrać. [Nem: Tak, rozmowa z mamą Kurta była traumatyczna. Daliście mi wtedy „medal cierpliwości jak na Nemika”.] Ale i tak z tych naszych wieczornych posiadówek nie zapomnę min bardów na widok tego jak mieszam kubusia z piwem i ich nieufnych prób wypicia tego napoju bogów ^^. [Phell: „Hłe, hłe. Dobre sobie. Ja piję Kubusia bez rozcieńczania!”]
Czasem, gdy nasz duch aktywnej zabawy upadł, lub był wyjątkowo brzydki dzień włączaliśmy jak zwykle filmy, jak zwykle różne. Bo był Doktor Horrible (którego należycie doceniła tylko Nemik jak sądzę, spośród ludzi, którzy go wcześniej nie widzieli [Nem: No daj spokój BO BYŁ GENIALNY <3. Szkoda, że Neil Patrick Harris to gej, zakochałam się w nim po tej roli. Jak on cudnie śpiewa…]), a także "Your Highness!" [Phellem: Jak dla mnie 9,5/10], czy "Batman & Robin", ale nie zabrakło też "Władcy umysłów" (których z powodu godziny i ciepłego pieca przespałam w większości). [Nem: I ja.]
Raz także, na wieczór mieliśmy powiększoną o brata Nem (znanego na forum jak Pirata), a także jej znajomych: Patryka i Harrego, kompanię. Ten to wieczór upłynął nam na dworze, na rozmowach i śpiewie. [Nem: Nie nie. Mój brat Patryk i jego dziewczyna byli raz u nas popołudniu i graliśmy z nimi w munchkina. Harry był u nas innym razem i z grubsza graliśmy przy nim w RPG a potem po prostu gadaliśmy, śpiewaliśmy i takie tam. Kurcik ułożył piosenkę. To było już po naszym KARPIU. Ciekawe czy opiszesz Karpia.]
Z pewnością ważnym wydarzeniem było przywiezienie przez Pirata Gildiowych koszulek, a także ich rozdanie, po których to nastąpiło zdjęciowe szaleństwo na całej działce.
Mimo tych długich, sympatycznych, a przede wszystkim relaksujących dni z wieloma komicznymi momentami wyraźnym punktem kulminacyjnym tego bardowiska, tak jak i w zeszłym roku na Ubocie miał być LARP, a tak konkretnie KARP 2.0. [Nem: No.]
Tym razem wszystko miało wyglądać inaczej, przede wszystkim: zero wędrówki, postawiliśmy na motyw stałego obozu i zadań wyciągających nas poza jego obręb, a po drugie: zero przekokszenia, odstawiliśmy swoje epickie postacie bardów i zagraliśmy... kotami. Otóż, to, tematem przewodnim, albo raczej tłem fabularnym był Gildiowy obóz przetrwania dla kotów, mający sprawdzić ich umiejętności i determinację.
Ale, najpierw jeden dzień zleciał nam na gorączkowych przygotowaniach. Ostatnich poprawkach strojów, odprawach osobistych dla graczy, tworzeniu nagle potrzebnych rekwizytów, a także pieczeniu podpłomyków (tu muszę nadmienić o przesympatycznej scenie kiedy to ja, Nem i Gab po łokcie w mące piekliśmy podpłomyki na piecu westfalce, dorzucając do ognia, a zaraz obok Ravi, Phellem I Suaffek ślęczeli nad laptopem i próbowali... zaprogramować kostkę k10 [Phell: Co udało nam się w sposób niebezpośredni... to znaczy nie zaprogramowaliśmy tego, ale k10 się znalazły.]). [Nem: Ale podpłomyki zjedliśmy co do ostatniego mimo, że nie były tak dopieczone jak powinny. Z jagódkami. Lovam jagódki. Robiłam wam z nich health potion’y.]
Następnego dnia spakowaliśmy się wszyscy i ruszyliśmy na polanę, na którym miał stanąć obóz. Jeszcze na offtopie rozłożyliśmy namiot, przygotowaliśmy siatkę maskującą i ukryliśmy ostatnie nie klimatyczne rzeczy, potem zaczęliśmy grę. Zaczęło się łagodnie, od szukania drewna na opał, leniwych rozmów o naszej przeszłości i delikatnym klimaceniu. Powoli ujawniały się główne wątki fabuły, niewyjaśnione jeszcze dla nas. Ostatecznie większość grupy poszła na zwiad, a ja i Avi (za nic nie pamiętam naszych imion z Karpia) zostałyśmy na straży obozu.
[Nem: O ile dobrze pamiętam to na zwiadzie zostaliśmy zaatakowani przez Kurcika. Nieźle nas rozwalił biorąc pod uwagę ile nas było a ile ich. Nie wiem czy Gab nas zaatakował, wiem, że na samą myśl o Gabie jakoś ciarki przechodziły ;/ A Kurcik znowu był jakimś postapokaliptycznym umarlakiem! Tutaj więcej musi opowiedzieć Kurcik, Phellem, Ravi albo Gab. Ivony już z nami nie było.]
[Iv: Ano musiałam się zwijać tuż przed samym KARPIEM.]
Wtedy przyszła pierwsza akcja: swoista zaraza zamieniająca ludzi w koty, roznosząca się z istoty na istotę i zostawiając coraz więcej postaci próbujących dojść do siebie po metamorfozie. Na szczęście temu udało się łatwo zaradzić dzięki zielarskim zdolnościom Nem. [Nem: Nemini, tak się zwała moja postać ;w.]
Wtedy fabuła przyspieszyła co najmniej, gdyż w wyniku jakichś porachunków szajka bandytów porwała Raviego szukając najwyraźniej jakiegoś przewożonego przez niego listu. Szybko postanowiliśmy ruszyć za nimi w pogoń. Tak zaczęło się dobre pół godziny skradania się po lesie, biegania, prób osłabienia przeciwników, które ostatecznie skończyło się niestety śmiercią zakładnika. Ponuro wróciliśmy do obozu. [Nem: Ale skradanie się po polach i po lasku było pro! Porysowałam w stroju ninja ;[. Tylko walczcie sobie z Gabem ;,,//. To nie proste jak głupek nie chciał wleźć do lasku gdzie miałabym dwa razy większe szanse z mieczykami krótkimi ^^.]
Nie był to jednak koniec naszej porażki, raczej początek. Nie spodziewając się niczego dałam się wyciągnąć Phellemowi i Suaffkowi [Phell: Tu warto dodać, że nieco wcześniej Phellmud również dał się wciągnąć Suaffkowi.] na poszukiwanie potężnego artefaktu: miecza Boga Palladyna, wtem ni stąd, ni zowąd wylądowałam bez przytomności w piwnicy, kiedy oni poszli po ostatniego wspólnika swojego rytuału. Przyznaję, że wtedy bawiłam się najlepiej, najbardziej wczułam się w swoją postać, kiedy to najpierw szukałam wyjścia, później w duchu swojej przesądności wzywałam jak umiałam swojego boga - Lokiego, a na końcu wierna jego dowcipności schowałam miecz za drzwiami i napięłam łuk (którzy oni mi inteligentnie zostawili), by spróbować swojej ostatniej szansy, kiedy będą wchodzić przez drzwi.
Niestety, jakby z wolą krasnoludzkiego boga nie udało mi się zestrzelić żadnego z nich i zostałam złożona w ofierze. Choć z satysfakcją muszę powiedzieć, że za pierwszym razem nie zauważyli braku miecza i Loki wyśmiał ich znacznie nim zrozumieli swoją pomyłkę. Tym samym na arenie pojawiła się nowa postać: krasnoludzki, starożytny i bardzo wkurzony bóg, zresztą, grany przeze mnie. Poszłam szybko nastraszyć resztę bardów i zdradzić im mój sprytny plan przejęcia władzy and światem po czym powróciłam do nich już jako Ari, wraz z Quartem starając się zmotywować koty do pracy i uratowania świata. [Nem: Wtedy to padły kolejne nieśmiertelne teksty typu „Idziemy czy będziemy tu czekać do końca świata?”]
Gorzej, że Ravi wrócił... jako nieśmiertelny zombie. [Nem: Tylko ja mogłam z nim gadać.] Za to powrót Suaffka i Phellema okazał się nadzwyczaj przydatny, bo umożliwił pojmanie tego pierwszego, przepytanie i wymyślenie planu ratowania świata. [Nem: Tak, tortury ^^ Ja, ja torturowałam, ja!] Otóż, jeśli chcesz się pozbyć jednego boga, co będzie lepsze od drugiego boga? Ten wniosek miał jeden problem, nasz jedyny mag był aktualnie pozbawiony mocy i nijak nie mógł przeprowadzić odpowiedniego rytuału.
Wtedy według mnie miał miejsce najpiękniejszy moment tego bardowiska, kiedy to w środku fabuły na poczekaniu wymyśliliśmy rytuał przywrócenia magii. Krąg bardów, pod gwiazdami, gitara i nieśmiertelne Bard's song. Mistrz Gry musiał nam to uznać. [Phell: Ach. ^^]
Tak też zrobił, więc wszyscy szybko podążyliśmy z powrotem ku piwnicy gdzie pierwszy rytuał przeprowadzony został (niektórzy szybciej niż inni, bo ja i Quart mieliśmy się wcielić w walczących bogów). Przyznaję, że dla mnie to było... interesujące, improwizowana walka na stalowe miecze przy świetle pochodni, hmmm, fascynujące, że wszyscy wyszliśmy z tego cało xD
Po tym to epickim końcu powróciliśmy już do obozu i poszliśmy wszyscy spać, następnego dnia zostało nam już tylko sprzątanie, gotowanie (doprowadzanie herbaty do wrzenia na ognisku rulez! [Nem: Kompocik z jagódek <3. A Gabik spał z Kurcikiem przy ogniu, a ja z Ravim i Phellemem, i oni… Dziwnie się z nimi śpi ;p. [Phellem: To wszystko przez to, że nie mogłem się przyzwyczaić do tego, że ktoś śpi między mną a Ravisiem. (<3)]), wytykanie Raviemu, że w zupkach chińskich jest tłuszcz zwierzęcy, pakowanie się i powrót na działkę Gabriela. Tam, jak to chyba po każdym Karpie okupowaliśmy prysznice i fotele. [Nem: Prysznic był grzany słońcem a jednak bardzo ciepły.]
To już tak naprawdę koniec tej historii. Podjechaliśmy jeszcze do Gabriela sprawdzić autobusy wszystkim odjeżdżającym, spędziliśmy noc gadając i oglądając "Władców umysłu", po to by po trzech godzinach snu pożegnać wracającego do domu Quarta. Niedługo również ja, Phellem i Ravi ruszyliśmy w stronę Torunia, dzięki zbiegowi okoliczności i uprzejmości rodziciela Gabriela samochodem i o wiele szybciej niż pociągiem.
Choć i to zakończenie nie jest pozbawione zabawnej historii, bo tak jak Phellem rozsądnie wysiadł w Lipsku [Phellem: To miasto nazywa się LIPNO! Chociaż to nie jest aż tak istotne... Ważne, że było bardzo miło i wygodnie.], skąd do domu miał rzut kamieniem [Phellem: Jakieś 20km], tak my chcąc zbliżyć się do Torunia wylądowaliśmy w ... Kikóle... nic wam to nie mówi? Mi też nie xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gabriel
Bajarz



Dołączył: 14 Gru 2008
Posty: 1553
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/666

PostWysłany: Wto 13:16, 24 Sty 2012    Temat postu:

Było spoko.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nemesis
Herszt



Dołączył: 14 Lut 2007
Posty: 6496
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/666

PostWysłany: Wto 13:57, 20 Mar 2012    Temat postu: Ursynalia 2011

"Ursynalia 2011,
czyli: jeżeli twoje dziecko ubiera się na czarno..."
By Nem z dopiskami Aryi,…

W trakcie czytania zalecane słuchanie tego utworu: [link widoczny dla zalogowanych]

[Arya: A także tego ^^: http://www.youtube.com/watch?v=B4OLha13JGE]

Ursynalia były jedną z tych imprez idealnych do spotkania bardów. Na festiwalu w stolicy miały się pojawić takie zespoły jak KoRn, Alter Bridge, Perfect, Guano Apes, Stillwell, Proletaryat i parę innych, których nie pamiętam. Swoją obecność na imprezie zapowiadało wielu bardów, także mieliśmy nadzieję, na naprawdę spore bardowisko. Wyszło jak zwykle, to znaczy pojawiła się połowa.
Pisać będę językiem kwiecistym, bowiem przygrywa mojej duszy Alter Bridge <3. Dnia pierwszego czerwca z rana, w dzień upalny i cudownie się zapowiadający troje czarno ubranych i co najmniej satanistycznie wyglądających metali wyruszyło ze znanego wszystkim dworca w Opocznie ku Warszawie środkiem transportu średnio komfortowym zwanym autobusem. Jeszcze w trakcie podróży spożyli po piwie, choćby dlatego, że kierowca był dość bezczelny żeby powiedzieć, że "nie ma studenckich". Po dojechaniu Pirat, znany wszystkim mój brat, odłączył się do nas, ponieważ on musiał się dostać do swojego kolegi, znanego tylko niektórym, Shniva; my natomiast z Gabrielem poszukiwaliśmy drogi do widniejącego na widnokręgu, nieznanego nikomu, pałacu kultury. Tuż pod nim zostaliśmy napadnięci przez blondwłosą niewiastę w sukience letniej i glanach zimowych, znaną lub mniej znaną bardkę Aryę.
[Arya: Alter bridge w głośnikach, można pisać relację z pierwszego naprawdę bardowo spędzonego festiwalu! Kiedy w Toruniu z trudem i zapasem trzydziestu sekund zdążyłam na pociąg od razu uderzyło mnie to, jak wielu ludzi z tych wagonów wprost pojedzie na Ursynów. Od razu zagadałam się z wariatką, historyczką sztuki spędzającą swoje życie głównie jeżdżąc po koncertach. Gdy dotarłam do topiącej się w słońcu i upale stolicy upolowałam książkę w cenie herbaty i poczekałam nieco na resztę bardów.]
Jako, że brat Gaba go wystawił (hah, jaka nowość), pojechał on z nami do jednak znanego wszystkim ze swojej brody i krasnoludzkiego usposobienia Fillera. Razem z nim i jego kolegą z punkiem na głowie ruszyliśmy do nieznanej nikomu wioski pod Warszawą zwanej Ząbki. Chłopaki byli na nas wściekli, bo podobno spóźniliśmy się dwie godziny. Skąd ten pomysł? Ja nikomu nie zapowiadałam, o której będziemy (ja to zrobiłam, bo jednakże musiałam się jakoś z nimi znaleźć xD). Tyle się znam na środkach transportu co na kangurzym manikirze. (A w całym Centrum Warszawy urwanie głowy z powodu remontu centralnej części trasy skm'ki) W końcu pochodzę ze znanej na cały świat miejscowości poza czasem i przestrzenią, a jak się mieszka w pępku świata to nie musisz nic wiedzieć o innych miejscowościach bo i tak wszyscy wiedzą o tobie ];3.
Ząbki miejscowością jest dość szczególną. Nie pamiętam zbyt wiele z tej podróży, bo z gorąca dostałam migreny i szczerze powiedziawszy przez większość czasu oczy miałam zamknięte. Pamiętam, że Filerr mieszka w osiedlu na odludziu, ma bardzo duże, jak na mieszkanie, mieszkanie z bardzo dużym, jak na taras, tarasem. Ma też bardzo dużą jak na rodzinkę rodzinkę i bardzo dużego jak na owcę psa. Zostawiliśmy u niego plecaki, w zamian zabraliśmy ze sobą po kawałku drożdżówki i ruszyliśmy w drogę. Nic dodać, nic ująć. Jak zawsze spóźnieni. Nigdy nie zrozumiem tej maniery warszawskiej, żeby najpierw opóźniać wyjście jak się tylko da czynnościami nawet najbardziej bezsensownymi a później gnać na złamanie karku, na łeb na szyję żeby zdążyć lub nie zdążyć. Po drodze poza Yarrenem z irokezem dołączył się do nas drugi znajomek Suaffka, to jest Desperados. W końcu, pociągiem ruszyliśmy w stronę Warszawy. Ja, pisząc na kolanie oświadczenie dla Filera, że biorę za niego odpowiedzialność. Ari też takie dostała (lol). Wyobraźcie sobie tę sytuację w której podchodzimy do biletera ja i Filler i mówię do nich „On jest ze mną”? Zaraz po dotarciu do stolicy ruszyliśmy za pierwszymi lepszymi metalami do budynku SGGW. To był naprawdę piękny widok. Zagęszczająca się wokół nas ciemność, mrok i mrowie ubranych na czarno ludzi były najlepszym znakiem, że jesteśmy coraz bliżej miejsca, w którym wkrótce miał się odbyć koncert KoRn'a.
Kiedy podeszłyśmy bo bileterki spytała nas obie o oświadczenie opiekuna. Ari nie dała swojego bo zrobiłam zamieszanie śmiejąc się, i podając zarówno dowód jak i legitymację studencką. Dostałyśmy po zielonej, uroczej bransoletce i razem z chłopakami doszłyśmy do wniosku, że teraz należy coś zjeść. Arya nalegała na chińską knajpę, przyznam szczerze, że i ja, o czym wszyscy wiedzą, preferuję takie jedzenie, tego dnia jednak nie mogłam, bo od ostatniego strucia nieszczególnie mnie tam ciągnęło. Biedna bardka lunarna została więc przegłosowana i poszliśmy do Da Grasso. Eh, gdybym wtedy wiedziała jak to się skończy to skończyłybyśmy w tym Sajgonie choćbym miała łykać własne wymiociny.
Miejsca w Da Grasso oczywiście nie było. Chłopcy zajęli kolejkę po zamówienie a nasza odważna i śwarna Arya zaczepiła dwóch kolesi siedzących samotnie z pytaniem, czy też nie mogłybyśmy się do nich przysiąść. [Arya: Oj tam, oj tam, lubię jeść na siedząco xD] Mogłyśmy. Na nieszczęście. Oprócz nas przysiadł się do nich jeszcze ich kolega, który przedstawił się jako Nemo. Dobrze się z nimi rozmawiało, okazało się, że są tym, na co wyglądają, czyli pomyleńcami jeżdżącymi od koncertu do koncertu w poszukiwaniu przygód, kontuzji i śmieci z koncertów. Jeden z kolegów Filerra, zwany Desperados, o ile dobrze pamiętam, grał kiedyś w zespole z jednym z tamtych (nie pamiętam jak tamten się nazywał, widać nie był wszystkim znany), i od razu znaleźli wspólny język. Wyszło na to, że nie dość, że spóźniliśmy się na koncert StillWell, na którym bardzo mi zależało, to jeszcze pociągnęliśmy dziwnych panów za sobą. Jeszcze przed kampusem spożyliśmy po piwie, a dwa odsprzedaliśmy siedzącym tam gościom. W końcu, gdy już zaczynał się Jelonek, na którego bardzo chciała iść Ari, weszliśmy do kampusu. [Arya: I lunarny hobbit dostał przedkoncertowej euforii, a z początku sympatyczny Nemo zaczął zachowywać się bezczelnie i irytujaco niesamowicie...]
Nie sądzę, żebym była odpowiednią osobą, do opisywania koncertu Jelonka. Muzyka była serio bardzo fajna, ale byłam niesamowicie zła, bo przed chwilą bramkarka wyrzuciła mi pod toi toi pieszczochę. Nie zareagowała na tekst "nawet sobie pani nie wyobraża ile jest warta", "kosztowała więcej niż bilet tutaj", "niech się pani nie waży jej wyrzucać bo pociągnę do odpowiedzialności". Co za suka, swoją drogą. [Arya: Normalna bramkarka wykonująca swoją pracę xD] Na drugim z kolei biegunie było nieludzkie podekscytowanie Aryi i jej gotowość rzucania się w największe ognisko niebezpieczeństwa, jakie tylko mogło tam być. I pociągnęli mnie. Nawiedzona Ari i pomylony Nemo w samo ognisko nieszczęścia, gdzie strącono mi okulary, złokciowano mnie i najadłam się kurzu. Na dodatek w szczycie swojej bezczelności Nemo dokonał czynu obrzydliwego, którego mu nigdy nie wybaczę. Mianowicie odepchnął fajnego gościa przypominającego Spa (który przyciągnął mnie do siebie, zapewne, żeby mnie ochronić przez złem i niebezpieczeństwami tego świata!) z tekstem "ona jest ze mną", czy coś w tym stylu. I pociągnął mnie w ścianę śmierci =.=. Kurwa, większego downa nie widziałam jak żyję. Moja wściekłość była tak ogromna, że rozpętała nam burzę nad głowami ;p. Kiedy się stamtąd wydostaliśmy Nemo zaczął się już coraz bezczelniej przywalać, przytulałam się więc z Ari, żeby myślał, że jest moją dziewczyną. Kiedy moja ukochana dziewczyna ruszyła z powrotem do pogo, myślałam już tylko o tym, żeby dołączyć do bezpiecznych znajomych, za jakich mam mojego brata i Shniva oraz Jacka (bez jego brata). Ruszyłam więc bokami tłumu pod drugi telebim zostawiając Nemo (;/).
[Arya: Uznałam, że miast pisać komentarze między wypowiedziami Nem, łątwiej będzie mi po prostu opisac koncert Jelonka. Prawda taka, że w przypływie koncertowej radości i żywej muzyki skrzypka nie wzięłam pod uwagę możliwości, iż Nem nigdy się w środku dużego pogo nie znalazła. Mea culpa, mea culpa!
W każdym razie po niedługiej chwili zostawiłam naszą hersztką i Nemo na całkiem kulturalnie niezatłoczonym trawniku i ruszyłam w pogo. A co to był za koncert! Wiem, że Jelonek zawsze wyprawia świetne widowisko, ale rzadko kiedy dyryguje pogodą. Za to tym razem do szaleństwa metali dołączyła się burza z piorunami i cudownym deszczem. Poczułam, że to było to czego mi zawsze w pogo brakowało, woda! Zero kurzu i temperatura odpowiednia ^^. Magicznie było, skrzypce, ciągły kontakt Jelonka z ludźmi, pioruny, krople deszczu i fajerwerki na scenie...
Jedynie kiedy minął wężyk i pogo i euforia to zrozumiałam, ze nie mam zielonego pojęcia gdzie reszta jest xD]
Po drugiej stronie wyłapał mnie nie kto inny a brat Jacka. Sam wyglądając jakby przyszedł tam prosto z występu Rubika śmiał się śmiać z mojej zmokniętej fryzury ;w. Cham, buc i prostak. Potem jakoś zgubiłam Synków i opiekowali się mną mój brat i Shniv. Fajnie było całkiem. Yy, ale nie pamiętam zbyt wiele oprócz szalenia sobie w ogromnym deszczysku przy Jelonku. Wiem, że w końcu w grupie ja, Ari, Jacek, mój brat i Shniv poszliśmy do Sajgonu. Było bardzo fajnie. Pan Azjata porozmawiał sobie z nami na temat metalu (Arya: i bananów w cieście, a ja dopadłam skarb nad skarby... HERBATĘ) i wyszliśmy stamtąd dopiero na KoRn'a. Przez wieśniackich bramkarzy straciliśmy tyle czasu, że byliśmy tam dopiero kiedy robrzmiewały już pierwsze dźwięki intro (Arya: Jako pierwszy utwór zaśpiewlai "Blind" które uwielbiam... tylko że ja je lubię w wersji akustycznej xD). Dzięki nadludzkiej sile, oczywiście rozdzieleni, wszyscy w jakiś sposób dostaliśmy się na tyle blisko żeby wszystko widzieć. Koncert KoRn'a wszyscy opisujemy bardzo podobnie. Odwalili bardzo dobry kawał profesjonalnej roboty. Z naciskiem na dwa słowa "odwalili" i "profesjonalnej". Zagrali naprawdę bardzo bardzo bardzo dobrze. Nie mogłam ich wykonaniu nic zarzucić. Szaleli po scenie w widowiskowy sposób i na pewno zaspokoili muzyczne potrzeby wszystkich widzów. Niestety nie odezwali się do publiki niemal ani razu. Jedyne co powiedzieli to "dzięki za tę niesamowitą noc, Warszawo, Polsko" i zawinęli się, nie wiem nawet czy nie przed czasem. [Arya: Kocham koncerty właśnie za sympatię która faluje swobodnie pomiędzy wykonawcami, a tłumem, okrzyki radości, uśmiechy wokalistów... a tu była w tym miejscu pustka, można sobie dvd'ka z koncertu w domu puścić...]
Po koncercie Gabriel poszedł do kampusu, a my w tym deszczu i wietrze, przemoknięci do skarpetek (pod glanami) kryliśmy się pod minimalnymi daszkami, gzymsami pół metra nad ziemią albo otwartymi nielegalnie parasolami przy, znanym już wszystkim czytającym to, Da Grasso. [Arya: Ten krótki opis stanowczo nie oddaje chaosu szukania się, czekania, kombinowania transportu, a wszystko w jakimś co najmniej półtorej godzinnym, ulewnym, deszczu... Ale pięknie było i podobnie trochę to pierwszego powrotu z Ubota, jeszcze do Liwy.]
Po mnie, Ari, Filla i jego kumpli przyjechał tata Fila i godzinę później mokrzy, zziębnięci ale jacy usatysfakcjonowani szykowaliśmy się do spania i wspominaliśmy minioną imprezę. Wtedy jeszcze nie byłam tego świadoma, ale to było ostatnie nasze z Fillem spotkanie na tej imprezie. Rano, zanim wstałyśmy poszedł do szkoły i to jego tata instruował nas jak się dostać do Warszawy. Niezbyt często to mówię, ale tata Fila serio jest super. Chętnie bym się zamieniła. Obiecał mi wysłać parę numerów gazety fantastycznej, ciekawe czy to zrobi. No i ugotował nam parówki.
Zanim wyjechałyśmy z Ząbek musiałyśmy znaleźć przystanek, co okazało się nieco kłopotliwe. Arya też załatwiała nam w międzyczasie nocleg na kolejną noc. (Arya: Chaos, chaos, chaos, choas BUAHAHAHAHA) Wyszło na to, że dotarłyśmy na kampus dość późno. Kiedy dostałyśmy się wreszcie do Gabriela wspólnymi siłami dojechaliśmy do centrum, i tam w chłodzie McDonaldu spożyliśmy nasze milkshake'i. [Arya: Tu Nem pominęła już trochę naszych przygód centrowarszowych, bo było pałętanie się po Nowym świecie i póba orientacji w przejściach podziemnych, oraz odwiedziny w biurze Ruchu Poparcia Palikota xD]
Później wróciliśmy, późnym popołudniem. Razem z Jackiem, moim bratem i Shnivem poszliśmy zająć sobie miejsca na Perfect. Myślę, że warto tutaj wreszcie napomknąć kim jest Shniv. Shniv, inaczej zwany Aryjskim jest człowiekiem o najjaśniejszych włosach jakie kiedykolwiek widziałam. Ma też niemal białe brwi, rzęsy, drobną posturę i wiecznie zaćpane, półprzymknięte oczy. Człowiek ten, jest chodzącą legendą, bo pochodzi z dość szczególnej rodziny, przez którą musiał się nauczyć między innymi radzenia sobie z warszawską puszczą. Cieszymy się mając go w poczcie znajomych.
Kiedy Perfect zaczął grać staliśmy pod samymi barierkami z gorącymi sercami i głowami nabitymi tekstami ich piosenek od dzieciństwa. Zwłaszcza ja, bo to ulubiony zespół moich rodziców. Perfect był naprawdę perfekcyjny. Wokalista wyglądał pięknie z burzą zupełnie już białych, kręconych i niesamowicie długich włosów, a śpiewał równie dobrze jak za czasów swojej młodości. Publika nie doceniła ich aż tak jakbym chciała, ale członkowie zespołu i tak byli zadowoleni. Nie było osoby, która nie śpiewałaby z nimi "autobiografii" czy "niepokonanych". Jednak jest nadzieja dla młodzieży polskiej. [Arya: Może nie najbardziej żywiołowy, ale tak niesamowity i symaptyczny koncert jak żaden inny. Wszystko co uwielbiam w starych zespołach, śpiewanie tekstów przez cały tlum, pełna kultura, a do tego słyszana kiedyś przez mnie raz świetna piosenka "Hej, ty przy komputerze...!"]
Po nich nastąpił występ długo oczekiwanych Guano Apes. Bardzo nas rozbawiła publiczność, która najpierw skandowała "napierdalać, napierdalać", a kiedy zwrócono im uwagę, że zespół raczej nie rozumie, zmienili okrzyk na niezbyt poprawne, ale za to jak słodko się kojarzące "schnela schnela". Staliśmy tuż przy barierkach, więc odrobinę na nas napierali, ale i tak było w miarę spokojnie. Mało metali i większość kobiet. Sandra z Guano Apes dość fajnie tańczyła, bardzo się starała, za to zaśpiewała słabo, dużo słabiej niż na nagraniach. Dopiero przy refrenie poznałam moją ulubioną piosenkę, i jedyną, dla której tam sterczałam czyli "Open your eyes". [Arya: Ja się wyrażę nieco pochlebniej, bo choć muzyka była dość monotonna i najzabawniejsze było patrzenie co wyprawiają ludzie przy barierce i za nią to ednak wokalistka naprawdę była niesamowita. Tańczyła, szalała, praktycznie bez przerwy przez cały koncert i nigdy nie straciła konatktu z publiką.]
Po koncercie zawinęliśmy się do Sajgonu, jeszcze wtedy nie wiedząc, że to nasz największy błąd. [Arya: Nie przesadzałabym, Pirat bardzo przykłądnie pilnował nas by się nie spóźnić i początek koncertu ominęliśmy tlyko dla tego, że postanowiliśmy pójśc jeszcze do lunaparku.] Nie znaliśmy ostatniego zespołu, dlatego potraktowaliśmy go po macoszemu. Tymczasem czekało nas show, które złamało w końcu serca moje i Ari.
Kiedy w końcu zebraliśmy się z Luna Parku, gdzie Ari z Aryjskim zaliczyli diabelski młyn (Arya: dooooobre było, choć nie nazwałabym tego diabelskim młynem, a raczej wirówką ^^ Choć kolana trzęsły mi się jeszcze czas jakiś xD) i dostaliśmy się na tyle blisko, żeby widzieć co się dzieje na scenie zobaczyłyśmy wokalistę uroczego jak kwietniowa noc (Arya: Wokal! Miał przede wszystkim dobry wokal! XDDDDD) i usłyszeliśmy muzykę upajającą jak zapach kwietniowych sadów. [Arya: Muzykę żywą, sympatyczną, nie pozbawioną mhroku, przede wszystkim różnorodną, melodyjną, taneczną, pełną energi... długo pewnie bym tak mogła :D] Jeszcze nie wiedząc jak nazywa się zespół, który nas zakochał w sobie oddałyśmy mu serca i dusze. Skacząc przy nim zobaczyłam jak najpierw Jacek, potem mój brat i wreszcie Ari spadają z publiki niesieni na ich rękach tuż pod sceną. [Arya: Co było zwyczajnie najprostszym sposobem dostania się z pogo spowrotem na naszą miejsców koło bramki przez którą wypuszczali tych wyrzuconych przez publikę. ]W sumie nie pomyślałam. Mogłam też iść, wtedy na parę sekund znalazłabym się na 3 metry od wokalisty <3. Ale ja ogółem nie lubię tego typu zabaw. Kiedy koncert się skończył i straciliśmy z widoku cudownego, długowłosego, śpiewającego z miłością i zapałem człowieka, [Arya: a przy okazji świetnego giatrzystę], który na pożegnanie powiedział "Wrócimy tu, jeśli wy tu wrócicie" (Arya: spróbowali by nie!), razem z publicznością jeszcze dwadzieścia minut śpiewałyśmy refren piosenki, którego tytuł o ironio, znowu brzmiał "Open your eyes", lub krzyczałyśmy z tłumem "Alter Bridge! Alter Bridge!", podczas gdy chłopaki wygrzebywali z kurzu resztki okularów, kolczyków, korali i inne śmieci. [Arya: Co mnie najbardziej rozbawiło to to, że Gab znalazł... matrioszkę...] Arya była bardzo blisko otrzymania setlisty, niestety została sprzedana za paczkę fajek.
Jakiś czas potem wyszliśmy z terenu kampusu, jeszcze niesieni alternatywnym metalem "Alternatywnego Mostu" i postanowiliśmy udać się do centrum. Zwiedziliśmy kawałek centrum i komentowaliśmy odludność Warszawy o tej porze nocy. Porównywaliśmy ją z Łodzią, w której się to nigdy praktycznie nie zdarzało, żeby nie spotkać kogoś na ulicy, a już na pewno nie, żeby więcej było policji niż ludzi. W końcu kupiliśmy sobie po piwie i usiedliśmy na ławeczkach przed klubem "Metal". Tam spędziliśmy czas aż do świtu, kiedy to poszliśmy na pociąg do Otwocka i znów się rozdzieliliśmy. [Arya: Prawdę mówiąc z czasu po Alter bridge pamiętam tylko zachwycanie się tymże zespołem, gadanie chwilę ze Shnivem o książkach i absolutnie jasny i genialny wschód słońca po którym uśwadomiłam sobie, ze lubie Wawę tlyko od wschodu do zachodu... tak jakoś xD.] Drogi do Avitty i tego co robiliśmy przed pójściem spać nie pamiętam zbyt szczególnie. Wiem, że ma ogromny pokój zrobiony w bardzo staroświeckim stylu, z toaletką, szafą, stołem przy oknie i wysokim tapczanem w rogu. W sumie fajnie, gdyby nie te wszystkie napalone wiccanki patrzące ze ścian prosto na mnie i przygnębiająca ilość obrazów Avitty przedstawiających różnych członków różnych zespołów.
Widziałyśmy też jej brata, o dziwo. Zobaczyć go, to jak zobaczyć okapi, bo z grubsza przewijał się tylko po kryjomu na trasie punkt A - jego pokój, punkt B - jego pokój. Najdłużej widziałam go jak nas odprowadzał i uznałam to, za swoistego rodzaju sukces, nie stracić go z oczu przez całe półtorej minuty! Pojechałyśmy do Wawy, usiadłyśmy na fontannie i czekałyśmy na Jaca i Avi. Spotkałyśmy ich i od razu ruszyliśmy na tramwaj. Tam nastąpiło smutne pożegnanie. Wyruszyliśmy z łodzi o godzinie 17:00 z moim prawie spóźnionym na autobus bratem. I to był koniec tego bardowiska.
[Arya: Nie tak znowu do końca, bo wracałyśmy jeszcze z Avi, planując pewne plastyczne przedwsięzięcie i oburzając faktem rozmowy kobietę siedzącą przed nami w autobusie. Byl także bardzo, bardzo pokręcony film "Prestiż", pełen logicznych błędów, ale świetnyw tym, ze zmuszał do ciągłej uwagi i myślenia.
Następnego dnia, nadal poniekąd w bardowskim gronie obudziłyśmy się wcześnie, ja z bólem gardła i pojechałyśmy na Smoczą 6, gdzie miałam mieć egzamin praktyczny do lo. plastycznego. Szaleństwo, jak w czasie czterech godzin złapało mnie choróbsko to gdy kobieta w kasie pkp sprzedała mi zły bilet przypadkiem wydarłam się na pół peronu...
Ostatecznie bez legitymacji i z znowu złym biletem pojechałam do Torunia.]

Legenda czcionek:
Czarny jak piekło: Nemesis, czerwony jak ogień: Ari

______________________________________________________________
Przy dopisywaniu się pamiętajcie o zasadach określonych w pierwszym poście tego tematu ;3


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nemesis dnia Wto 14:00, 20 Mar 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eliasz
Sympatyk



Dołączył: 21 Lut 2012
Posty: 338
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/666

PostWysłany: Śro 18:39, 21 Mar 2012    Temat postu:

Eliaszkowa relacja z Bardowiska. ^^

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Iv




Dołączył: 29 Mar 2010
Posty: 620
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/666
Skąd: z daleka...

PostWysłany: Śro 19:45, 21 Mar 2012    Temat postu:

fantastyczne:)
boskie rysunki a szczególnie to z pokazaniem gdzie kto śpi...Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yarren




Dołączył: 25 Wrz 2011
Posty: 389
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/666
Skąd: Ząbki

PostWysłany: Śro 19:57, 21 Mar 2012    Temat postu:

Nice ^ ^

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Qurt
Bajarz



Dołączył: 08 Paź 2009
Posty: 967
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/666
Skąd: Tarnowskie Góry

PostWysłany: Śro 20:04, 21 Mar 2012    Temat postu:

Elaisz pizdo.

Zbieraj mnie teraz z podłogi, bo mnie rozjebała zajebistość tej relacji.

@.@


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yarren




Dołączył: 25 Wrz 2011
Posty: 389
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/666
Skąd: Ząbki

PostWysłany: Śro 20:40, 21 Mar 2012    Temat postu:

"Ursynalia 2011,
czyli: jeżeli twoje dziecko ubiera się na czarno..."
By Nem z dopiskami Aryi,…

W trakcie czytania zalecane słuchanie tego utworu: [link widoczny dla zalogowanych]

[Arya: A także tego ^^: http://www.youtube.com/watch?v=B4OLha13JGE]

Ursynalia były jedną z tych imprez idealnych do spotkania bardów. Na festiwalu w stolicy miały się pojawić takie zespoły jak KoRn, Alter Bridge, Perfect, Guano Apes, Stillwell, Proletaryat i parę innych, których nie pamiętam. Swoją obecność na imprezie zapowiadało wielu bardów, także mieliśmy nadzieję, na naprawdę spore bardowisko. Wyszło jak zwykle, to znaczy pojawiła się połowa.
Pisać będę językiem kwiecistym, bowiem przygrywa mojej duszy Alter Bridge <3. Dnia pierwszego czerwca z rana, w dzień upalny i cudownie się zapowiadający troje czarno ubranych i co najmniej satanistycznie wyglądających metali wyruszyło ze znanego wszystkim dworca w Opocznie ku Warszawie środkiem transportu średnio komfortowym zwanym autobusem. Jeszcze w trakcie podróży spożyli po piwie, choćby dlatego, że kierowca był dość bezczelny żeby powiedzieć, że "nie ma studenckich". Po dojechaniu Pirat, znany wszystkim mój brat, odłączył się do nas, ponieważ on musiał się dostać do swojego kolegi, znanego tylko niektórym, Shniva; my natomiast z Gabrielem poszukiwaliśmy drogi do widniejącego na widnokręgu, nieznanego nikomu, pałacu kultury. Tuż pod nim zostaliśmy napadnięci przez blondwłosą niewiastę w sukience letniej i glanach zimowych, znaną lub mniej znaną bardkę Aryę.
[Arya: Alter bridge w głośnikach, można pisać relację z pierwszego naprawdę bardowo spędzonego festiwalu! Kiedy w Toruniu z trudem i zapasem trzydziestu sekund zdążyłam na pociąg od razu uderzyło mnie to, jak wielu ludzi z tych wagonów wprost pojedzie na Ursynów. Od razu zagadałam się z wariatką, historyczką sztuki spędzającą swoje życie głównie jeżdżąc po koncertach. Gdy dotarłam do topiącej się w słońcu i upale stolicy upolowałam książkę w cenie herbaty i poczekałam nieco na resztę bardów.]
Jako, że brat Gaba go wystawił (hah, jaka nowość), pojechał on z nami do jednak znanego wszystkim ze swojej brody i krasnoludzkiego usposobienia Fillera. Razem z nim i jego kolegą z punkiem na głowie[Yarren: I tu zaczyna się najdziwniejsza część mojego życia, czyli Gildia Bardów, chociaż sam o tym nie wiedziałem xD. Po szkole do domu, zrzucić plecak, wracać do rembertowa z Fillerr'em odebrać jego koleżanki i kolegę, bo oczywiście nie posłuchali mojej rady, żeby jechać przez Wileński prosto do Ząbek. Żeby nie było dojazd do SGGW też ja ogarniałem :P] ruszyliśmy do nieznanej nikomu wioski[Yarren: od 43 lat Ząbki mają prawa miejskie!] pod Warszawą zwanej Ząbki. Chłopaki byli na nas wściekli, bo podobno spóźniliśmy się dwie godziny[Yarren: Bardziej dlatego, że pojechałyście SKM, które musiało jechac przez Gdański, który jest zupełnie nie po drodze i dochodzi godzina jazdy]. Skąd ten pomysł? Ja nikomu nie zapowiadałam, o której będziemy (ja to zrobiłam, bo jednakże musiałam się jakoś z nimi znaleźć xD). Tyle się znam na środkach transportu co na kangurzym manikirze. (A w całym Centrum Warszawy urwanie głowy z powodu remontu centralnej części trasy skm'ki) W końcu pochodzę ze znanej na cały świat miejscowości poza czasem i przestrzenią, a jak się mieszka w pępku świata to nie musisz nic wiedzieć o innych miejscowościach bo i tak wszyscy wiedzą o tobie ];3.
Ząbki miejscowością jest dość szczególną. Nie pamiętam zbyt wiele z tej podróży, bo z gorąca dostałam migreny i szczerze powiedziawszy przez większość czasu oczy miałam zamknięte. Pamiętam, że Filerr mieszka w osiedlu na odludziu[Yarren: może to i wyglądało jak odludzie, ale on ma jakieś 100m do głównej tasy w Ząbkach], ma bardzo duże, jak na mieszkanie, mieszkanie z bardzo dużym, jak na taras, tarasem. Ma też bardzo dużą jak na rodzinkę rodzinkę i bardzo dużego jak na owcę psa. Zostawiliśmy u niego plecaki, w zamian zabraliśmy ze sobą po kawałku drożdżówki i ruszyliśmy w drogę. Nic dodać, nic ująć. Jak zawsze spóźnieni. Nigdy nie zrozumiem tej maniery warszawskiej, żeby najpierw opóźniać wyjście jak się tylko da czynnościami nawet najbardziej bezsensownymi a później gnać na złamanie karku, na łeb na szyję żeby zdążyć lub nie zdążyć. Po drodze poza Yarrenem z irokezem dołączył się do nas drugi znajomek Suaffka, to jest Desperados[Yarren: Bardziej mój, chodzi ze mną do klasy]. W końcu, pociągiem ruszyliśmy w stronę Warszawy. Ja, pisząc na kolanie oświadczenie dla Filera, że biorę za niego odpowiedzialność. Ari też takie dostała (lol). Wyobraźcie sobie tę sytuację w której podchodzimy do biletera ja i Filler i mówię do nich „On jest ze mną”? Zaraz po dotarciu do stolicy ruszyliśmy za pierwszymi lepszymi metalami do budynku SGGW. To był naprawdę piękny widok. Zagęszczająca się wokół nas ciemność, mrok i mrowie ubranych na czarno ludzi były najlepszym znakiem, że jesteśmy coraz bliżej miejsca, w którym wkrótce miał się odbyć koncert KoRn'a[Yarren: Mniej poetycko to wygladało tak: długa szeroka droga, chyba z kilometr drogi, po jednej stronie(prowadząca w stronę SGGW ofc) w odstępach mniej więcej 20m od siebie idą grupki czarno-czarnych ludzi. No po prostu czarna rzeka xD].
Kiedy podeszłyśmy bo bileterki spytała nas obie o oświadczenie opiekuna. Ari nie dała swojego bo zrobiłam zamieszanie śmiejąc się, i podając zarówno dowód jak i legitymację studencką. Dostałyśmy po zielonej, uroczej bransoletce i razem z chłopakami doszłyśmy do wniosku, że teraz należy coś zjeść. Arya nalegała na chińską knajpę, przyznam szczerze, że i ja, o czym wszyscy wiedzą, preferuję takie jedzenie, tego dnia jednak nie mogłam, bo od ostatniego strucia nieszczególnie mnie tam ciągnęło. Biedna bardka lunarna została więc przegłosowana i poszliśmy do Da Grasso. Eh, gdybym wtedy wiedziała jak to się skończy to skończyłybyśmy w tym Sajgonie choćbym miała łykać własne wymiociny.
Miejsca w Da Grasso oczywiście nie było. Chłopcy zajęli kolejkę po zamówienie a nasza odważna i śwarna Arya zaczepiła dwóch kolesi siedzących samotnie z pytaniem, czy też nie mogłybyśmy się do nich przysiąść. [Arya: Oj tam, oj tam, lubię jeść na siedząco xD] Mogłyśmy. Na nieszczęście. Oprócz nas przysiadł się do nich jeszcze ich kolega, który przedstawił się jako Nemo. Dobrze się z nimi rozmawiało, okazało się, że są tym, na co wyglądają, czyli pomyleńcami jeżdżącymi od koncertu do koncertu w poszukiwaniu przygód, kontuzji i śmieci z koncertów. Jeden z kolegów Filerra, zwany Desperados, o ile dobrze pamiętam, grał kiedyś w zespole z jednym z tamtych[Yarren: Był na wokalu w zespole, z którego Desepro odszedł pare miesiecy wczesniej xD] (nie pamiętam jak tamten się nazywał, widać nie był wszystkim znany), i od razu znaleźli wspólny język. Wyszło na to, że nie dość, że spóźniliśmy się na koncert StillWell[Yarren: A to mi desperado przez dłuuugi czas wypominał], na którym bardzo mi zależało, to jeszcze pociągnęliśmy dziwnych panów za sobą. Jeszcze przed kampusem spożyliśmy po piwie, a dwa odsprzedaliśmy siedzącym tam gościom. W końcu, gdy już zaczynał się Jelonek, na którego bardzo chciała iść Ari, weszliśmy do kampusu. [Arya: I lunarny hobbit dostał przedkoncertowej euforii, a z początku sympatyczny Nemo zaczął zachowywać się bezczelnie i irytujaco niesamowicie...]
Nie sądzę, żebym była odpowiednią osobą, do opisywania koncertu Jelonka. Muzyka była serio bardzo fajna, ale byłam niesamowicie zła, bo przed chwilą bramkarka wyrzuciła mi pod toi toi pieszczochę. Nie zareagowała na tekst "nawet sobie pani nie wyobraża ile jest warta", "kosztowała więcej niż bilet tutaj", "niech się pani nie waży jej wyrzucać bo pociągnę do odpowiedzialności". Co za suka, swoją drogą. [Arya: Normalna bramkarka wykonująca swoją pracę xD] Na drugim z kolei biegunie było nieludzkie podekscytowanie Aryi i jej gotowość rzucania się w największe ognisko niebezpieczeństwa, jakie tylko mogło tam być. I pociągnęli mnie. Nawiedzona Ari i pomylony Nemo[Yarren: Bo my trzej(Fill, Despero i ja) pobiegliśmy w pogo od samego przejścia przez bramki xD] w samo ognisko nieszczęścia, gdzie strącono mi okulary, złokciowano mnie i najadłam się kurzu. Na dodatek w szczycie swojej bezczelności Nemo dokonał czynu obrzydliwego, którego mu nigdy nie wybaczę. Mianowicie odepchnął fajnego gościa przypominającego Spa (który przyciągnął mnie do siebie, zapewne, żeby mnie ochronić przez złem i niebezpieczeństwami tego świata!) z tekstem "ona jest ze mną", czy coś w tym stylu. I pociągnął mnie w ścianę śmierci =.=[Yarren: Dobra ściana śmierci nie jest zła, a tam były tylko dobre ^ ^]. Kurwa, większego downa nie widziałam jak żyję. Moja wściekłość była tak ogromna, że rozpętała nam burzę nad głowami ;p[Yarren: Jak ja błogosławiłem niebiosa, kiedy ten deszcz w końcu spadł...]. Kiedy się stamtąd wydostaliśmy Nemo zaczął się już coraz bezczelniej przywalać, przytulałam się więc z Ari, żeby myślał, że jest moją dziewczyną. Kiedy moja ukochana dziewczyna ruszyła z powrotem do pogo, myślałam już tylko o tym, żeby dołączyć do bezpiecznych znajomych, za jakich mam mojego brata i Shniva oraz Jacka (bez jego brata). Ruszyłam więc bokami tłumu pod drugi telebim zostawiając Nemo (;/).
[Arya: Uznałam, że miast pisać komentarze między wypowiedziami Nem, łątwiej będzie mi po prostu opisac koncert Jelonka. Prawda taka, że w przypływie koncertowej radości i żywej muzyki skrzypka nie wzięłam pod uwagę możliwości, iż Nem nigdy się w środku dużego pogo nie znalazła. Mea culpa, mea culpa!
W każdym razie po niedługiej chwili zostawiłam naszą hersztką i Nemo na całkiem kulturalnie niezatłoczonym trawniku i ruszyłam w pogo. A co to był za koncert! Wiem, że Jelonek zawsze wyprawia świetne widowisko, ale rzadko kiedy dyryguje pogodą. Za to tym razem do szaleństwa metali dołączyła się burza z piorunami i cudownym deszczem. Poczułam, że to było to czego mi zawsze w pogo brakowało, woda! Zero kurzu i temperatura odpowiednia ^^[Yarren: No z tym się nie zgodzę, kurzu było tyle, że gdybym po Jelonku nie poszedł na piwo, to bym się udusił od kurzu, który mi zalepił całe gardło. Poza tym było trochę(fchuj!) gorąco]. Magicznie było, skrzypce, ciągły kontakt Jelonka z ludźmi, pioruny, krople deszczu i fajerwerki na scenie...
Jedynie kiedy minął wężyk i pogo i euforia to zrozumiałam, ze nie mam zielonego pojęcia gdzie reszta jest xD]
Po drugiej stronie wyłapał mnie nie kto inny a brat Jacka. Sam wyglądając jakby przyszedł tam prosto z występu Rubika śmiał się śmiać z mojej zmokniętej fryzury ;w. Cham, buc i prostak. Potem jakoś zgubiłam Synków i opiekowali się mną mój brat i Shniv. Fajnie było całkiem. Yy, ale nie pamiętam zbyt wiele oprócz szalenia sobie w ogromnym deszczysku przy Jelonku. Wiem, że w końcu w grupie ja, Ari, Jacek, mój brat i Shniv poszliśmy do Sajgonu. Było bardzo fajnie. Pan Azjata porozmawiał sobie z nami na temat metalu (Arya: i bananów w cieście, a ja dopadłam skarb nad skarby... HERBATĘ) i wyszliśmy stamtąd dopiero na KoRn'a[Yarren: Warszawska trójka oczywiście nie próżnowała jak wy i ały czas pogowaliśmy ^ ^]. Przez wieśniackich bramkarzy straciliśmy tyle czasu, że byliśmy tam dopiero kiedy robrzmiewały już pierwsze dźwięki intro (Arya: Jako pierwszy utwór zaśpiewlai "Blind" które uwielbiam... tylko że ja je lubię w wersji akustycznej xD)[Yarren: I wtedy zobaczyłem chyba pierwszy i ostatni raz wokaliste zespołu metalowego w dresie adidasa O.o(piszac to słucham piosenki A.D.ID.A.S. xD)]. Dzięki nadludzkiej sile, oczywiście rozdzieleni, wszyscy w jakiś sposób dostaliśmy się na tyle blisko żeby wszystko widzieć. Koncert KoRn'a wszyscy opisujemy bardzo podobnie. Odwalili bardzo dobry kawał profesjonalnej roboty. Z naciskiem na dwa słowa "odwalili" i "profesjonalnej". Zagrali naprawdę bardzo bardzo bardzo dobrze. Nie mogłam ich wykonaniu nic zarzucić. Szaleli po scenie w widowiskowy sposób i na pewno zaspokoili muzyczne potrzeby wszystkich widzów. Niestety nie odezwali się do publiki niemal ani razu. Jedyne co powiedzieli to "dzięki za tę niesamowitą noc, Warszawo, Polsko" i zawinęli się, nie wiem nawet czy nie przed czasem. [Arya: Kocham koncerty właśnie za sympatię która faluje swobodnie pomiędzy wykonawcami, a tłumem, okrzyki radości, uśmiechy wokalistów... a tu była w tym miejscu pustka, można sobie dvd'ka z koncertu w domu puścić...][Yarren: I dlatego właśnie z tamtego dnia najlepiej zapamiętałem koncert Jelonka. Oczywiście na koncerice KoRna już nie pogowałem. Ktos mi na poczatku urwał pół podeszwy glana, przez co musiałem się wycofać i przysypiań na barierce]
Po koncercie Gabriel poszedł do kampusu, a my w tym deszczu i wietrze, przemoknięci do skarpetek (pod glanami) kryliśmy się pod minimalnymi daszkami, gzymsami pół metra nad ziemią albo otwartymi nielegalnie parasolami przy, znanym już wszystkim czytającym to, Da Grasso. [Arya: Ten krótki opis stanowczo nie oddaje chaosu szukania się, czekania, kombinowania transportu, a wszystko w jakimś co najmniej półtorej godzinnym, ulewnym, deszczu... Ale pięknie było i podobnie trochę to pierwszego powrotu z Ubota, jeszcze do Liwy.][Yarren: Kto się krył, ten się krył, ja stałem przez większość czasu w kolejce w samej koszulce(którą pożuyczałem nemo, bo on swoją stracił w pogo), bo ktoś chciał... 2 butelki wody mineralnej]
Po mnie, Ari, Filla i jego kumpli przyjechał tata Fila i godzinę później mokrzy, zziębnięci ale jacy usatysfakcjonowani szykowaliśmy się do spania i wspominaliśmy minioną imprezę[Yarren: Mnie przy tym nie było. Ja się szykowałem do spania w swoim domku. Ale nastepnego dnia wstałem z takim bólem żeber, że zastanawiałem się, czy któreś nie jest złąmane. Ale moim mistrzem był chłopak w autobusie do mnie do szkoły, z ręką w gipsie i opaską z Ursynaliów na drugiej. Widziałęm go poprzedniego dnia w pogo xD] Wtedy jeszcze nie byłam tego świadoma, ale to było ostatnie nasze z Fillem spotkanie na tej imprezie. Rano, zanim wstałyśmy poszedł do szkoły i to jego tata instruował nas jak się dostać do Warszawy. Niezbyt często to mówię, ale tata Fila serio jest super[Yarren: Tu powiem tylko, ze Fill się z tym na pewno nie zgodzi]. Chętnie bym się zamieniła. Obiecał mi wysłać parę numerów gazety fantastycznej, ciekawe czy to zrobi. No i ugotował nam parówki.
Zanim wyjechałyśmy z Ząbek musiałyśmy znaleźć przystanek, co okazało się nieco kłopotliwe. Arya też załatwiała nam w międzyczasie nocleg na kolejną noc. (Arya: Chaos, chaos, chaos, choas BUAHAHAHAHA) Wyszło na to, że dotarłyśmy na kampus dość późno. Kiedy dostałyśmy się wreszcie do Gabriela wspólnymi siłami dojechaliśmy do centrum, i tam w chłodzie McDonaldu spożyliśmy nasze milkshake'i. [Arya: Tu Nem pominęła już trochę naszych przygód centrowarszowych, bo było pałętanie się po Nowym świecie i póba orientacji w przejściach podziemnych, oraz odwiedziny w biurze Ruchu Poparcia Palikota xD]
Później wróciliśmy, późnym popołudniem. Razem z Jackiem, moim bratem i Shnivem poszliśmy zająć sobie miejsca na Perfect. Myślę, że warto tutaj wreszcie napomknąć kim jest Shniv. Shniv, inaczej zwany Aryjskim jest człowiekiem o najjaśniejszych włosach jakie kiedykolwiek widziałam. Ma też niemal białe brwi, rzęsy, drobną posturę i wiecznie zaćpane, półprzymknięte oczy. Człowiek ten, jest chodzącą legendą, bo pochodzi z dość szczególnej rodziny, przez którą musiał się nauczyć między innymi radzenia sobie z warszawską puszczą. Cieszymy się mając go w poczcie znajomych.
Kiedy Perfect zaczął grać staliśmy pod samymi barierkami z gorącymi sercami i głowami nabitymi tekstami ich piosenek od dzieciństwa. Zwłaszcza ja, bo to ulubiony zespół moich rodziców. Perfect był naprawdę perfekcyjny. Wokalista wyglądał pięknie z burzą zupełnie już białych, kręconych i niesamowicie długich włosów, a śpiewał równie dobrze jak za czasów swojej młodości. Publika nie doceniła ich aż tak jakbym chciała, ale członkowie zespołu i tak byli zadowoleni. Nie było osoby, która nie śpiewałaby z nimi "autobiografii" czy "niepokonanych". Jednak jest nadzieja dla młodzieży polskiej. [Arya: Może nie najbardziej żywiołowy, ale tak niesamowity i symaptyczny koncert jak żaden inny. Wszystko co uwielbiam w starych zespołach, śpiewanie tekstów przez cały tlum, pełna kultura, a do tego słyszana kiedyś przez mnie raz świetna piosenka "Hej, ty przy komputerze...!"]
Po nich nastąpił występ długo oczekiwanych Guano Apes. Bardzo nas rozbawiła publiczność, która najpierw skandowała "napierdalać, napierdalać", a kiedy zwrócono im uwagę, że zespół raczej nie rozumie, zmienili okrzyk na niezbyt poprawne, ale za to jak słodko się kojarzące "schnela schnela". Staliśmy tuż przy barierkach, więc odrobinę na nas napierali, ale i tak było w miarę spokojnie. Mało metali i większość kobiet. Sandra z Guano Apes dość fajnie tańczyła, bardzo się starała, za to zaśpiewała słabo, dużo słabiej niż na nagraniach. Dopiero przy refrenie poznałam moją ulubioną piosenkę, i jedyną, dla której tam sterczałam czyli "Open your eyes". [Arya: Ja się wyrażę nieco pochlebniej, bo choć muzyka była dość monotonna i najzabawniejsze było patrzenie co wyprawiają ludzie przy barierce i za nią to ednak wokalistka naprawdę była niesamowita. Tańczyła, szalała, praktycznie bez przerwy przez cały koncert i nigdy nie straciła konatktu z publiką.]
Po koncercie zawinęliśmy się do Sajgonu, jeszcze wtedy nie wiedząc, że to nasz największy błąd. [Arya: Nie przesadzałabym, Pirat bardzo przykłądnie pilnował nas by się nie spóźnić i początek koncertu ominęliśmy tlyko dla tego, że postanowiliśmy pójśc jeszcze do lunaparku.] Nie znaliśmy ostatniego zespołu, dlatego potraktowaliśmy go po macoszemu. Tymczasem czekało nas show, które złamało w końcu serca moje i Ari.
Kiedy w końcu zebraliśmy się z Luna Parku, gdzie Ari z Aryjskim zaliczyli diabelski młyn (Arya: dooooobre było, choć nie nazwałabym tego diabelskim młynem, a raczej wirówką ^^ Choć kolana trzęsły mi się jeszcze czas jakiś xD) i dostaliśmy się na tyle blisko, żeby widzieć co się dzieje na scenie zobaczyłyśmy wokalistę uroczego jak kwietniowa noc (Arya: Wokal! Miał przede wszystkim dobry wokal! XDDDDD) i usłyszeliśmy muzykę upajającą jak zapach kwietniowych sadów. [Arya: Muzykę żywą, sympatyczną, nie pozbawioną mhroku, przede wszystkim różnorodną, melodyjną, taneczną, pełną energi... długo pewnie bym tak mogła :D] Jeszcze nie wiedząc jak nazywa się zespół, który nas zakochał w sobie oddałyśmy mu serca i dusze. Skacząc przy nim zobaczyłam jak najpierw Jacek, potem mój brat i wreszcie Ari spadają z publiki niesieni na ich rękach tuż pod sceną. [Arya: Co było zwyczajnie najprostszym sposobem dostania się z pogo spowrotem na naszą miejsców koło bramki przez którą wypuszczali tych wyrzuconych przez publikę. ]W sumie nie pomyślałam. Mogłam też iść, wtedy na parę sekund znalazłabym się na 3 metry od wokalisty <3. Ale ja ogółem nie lubię tego typu zabaw. Kiedy koncert się skończył i straciliśmy z widoku cudownego, długowłosego, śpiewającego z miłością i zapałem człowieka, [Arya: a przy okazji świetnego giatrzystę], który na pożegnanie powiedział "Wrócimy tu, jeśli wy tu wrócicie" (Arya: spróbowali by nie!), razem z publicznością jeszcze dwadzieścia minut śpiewałyśmy refren piosenki, którego tytuł o ironio, znowu brzmiał "Open your eyes", lub krzyczałyśmy z tłumem "Alter Bridge! Alter Bridge!", podczas gdy chłopaki wygrzebywali z kurzu resztki okularów, kolczyków, korali i inne śmieci. [Arya: Co mnie najbardziej rozbawiło to to, że Gab znalazł... matrioszkę...] Arya była bardzo blisko otrzymania setlisty, niestety została sprzedana za paczkę fajek.
Jakiś czas potem wyszliśmy z terenu kampusu, jeszcze niesieni alternatywnym metalem "Alternatywnego Mostu" i postanowiliśmy udać się do centrum. Zwiedziliśmy kawałek centrum i komentowaliśmy odludność Warszawy o tej porze nocy. Porównywaliśmy ją z Łodzią, w której się to nigdy praktycznie nie zdarzało, żeby nie spotkać kogoś na ulicy, a już na pewno nie, żeby więcej było policji niż ludzi. W końcu kupiliśmy sobie po piwie i usiedliśmy na ławeczkach przed klubem "Metal". Tam spędziliśmy czas aż do świtu, kiedy to poszliśmy na pociąg do Otwocka i znów się rozdzieliliśmy. [Arya: Prawdę mówiąc z czasu po Alter bridge pamiętam tylko zachwycanie się tymże zespołem, gadanie chwilę ze Shnivem o książkach i absolutnie jasny i genialny wschód słońca po którym uśwadomiłam sobie, ze lubie Wawę tlyko od wschodu do zachodu... tak jakoś xD.] Drogi do Avitty i tego co robiliśmy przed pójściem spać nie pamiętam zbyt szczególnie. Wiem, że ma ogromny pokój zrobiony w bardzo staroświeckim stylu, z toaletką, szafą, stołem przy oknie i wysokim tapczanem w rogu. W sumie fajnie, gdyby nie te wszystkie napalone wiccanki patrzące ze ścian prosto na mnie i przygnębiająca ilość obrazów Avitty przedstawiających różnych członków różnych zespołów.
Widziałyśmy też jej brata, o dziwo. Zobaczyć go, to jak zobaczyć okapi, bo z grubsza przewijał się tylko po kryjomu na trasie punkt A - jego pokój, punkt B - jego pokój. Najdłużej widziałam go jak nas odprowadzał i uznałam to, za swoistego rodzaju sukces, nie stracić go z oczu przez całe półtorej minuty! Pojechałyśmy do Wawy, usiadłyśmy na fontannie i czekałyśmy na Jaca i Avi. Spotkałyśmy ich i od razu ruszyliśmy na tramwaj. Tam nastąpiło smutne pożegnanie. Wyruszyliśmy z łodzi o godzinie 17:00 z moim prawie spóźnionym na autobus bratem. I to był koniec tego bardowiska.
[Arya: Nie tak znowu do końca, bo wracałyśmy jeszcze z Avi, planując pewne plastyczne przedwsięzięcie i oburzając faktem rozmowy kobietę siedzącą przed nami w autobusie. Byl także bardzo, bardzo pokręcony film "Prestiż", pełen logicznych błędów, ale świetnyw tym, ze zmuszał do ciągłej uwagi i myślenia.
Następnego dnia, nadal poniekąd w bardowskim gronie obudziłyśmy się wcześnie, ja z bólem gardła i pojechałyśmy na Smoczą 6, gdzie miałam mieć egzamin praktyczny do lo. plastycznego. Szaleństwo, jak w czasie czterech godzin złapało mnie choróbsko to gdy kobieta w kasie pkp sprzedała mi zły bilet przypadkiem wydarłam się na pół peronu...
Ostatecznie bez legitymacji i z znowu złym biletem pojechałam do Torunia.]

Legenda czcionek:
Czarny jak piekło: Nemesis, czerwony jak ogień: Ari


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dante




Dołączył: 23 Wrz 2011
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/666
Skąd: Opoczno

PostWysłany: Nie 15:30, 01 Kwi 2012    Temat postu:

Relacja z Biwaku w Żarnowie

Chciałbym napisać o biwaku harcerskim w którym brała udział Gildia Bardów (kiedyś tam) Była to inicjatywa Nem i drużyny "Impessa" do której należy, jak również ja Dante i Iv. Tematem biwaku były "wampiry i wilkołaki". Niestety nieliczni bardowie przyjęli zaproszenia, a szkoda, bo jak zaraz przeczytacie, było fajnie i warto było wzionąć udział w tym wydarzeniu. Na początku chciałbym napisać o tym, co się działo przed biwakiem i trochę o samych przygotowaniach. Nasza Nem została programową biwaku, powołali ją do zorganizowania zajęć, gier, zabaw i innych atrakcji. Jednak co się okazało w praktyce była odpowiedzialna za wszystko, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Tydzień przed biwakiem Nem była wyjęta z normalnego rytmu życia, tonęła w papierach, pozwoleniach i programach. Wkurwiona była na wszystkich i wszystko. Myślę, że zrobiłem co w mojej mocy żeby ją choć trochę odciążyć np. przy załatwianiu pozwolenia na organizacje biwaku w szkole, gdzie mogłem służyć jako "transporter" swoim starym już "bardobusem". Nem ubrana w harcerski mundur dostała kolejne +10 do zajebistości i było by czymś niemożliwym, żeby z tym wyglądem mogła tego nie załatwić. Z pogardliwymi uśmiechami i zdobytymi pozwoleniem wróciliśmy do domu znajdującego się po za czasem i przestrzenią (wiadomo o jaki dom chodzi), po drodze spotkaliśmy Pirata który wracał z próbnych matur, trochę z mniejszym uśmiechem...
To tyle z tego co istotniejsze z przygotowań co pamiętam...

Nastał dzień biwaku, Yarren przyjechał do Opoczna i odebrałem go z dworca i pojechaliśmy z pełnej kurwy do domu Nem. Yarren zrobił wrażenie swoim wyglądem na rodzicach Karoliny, szczególnie wielkim irokezem, było czuć jego delikatne skrępowanie, ale wszyscy wiemy jakim skromnym i nieśmiałym chłopakiem jest dziwny kolega Fillerra. Nie wiem czemu, ale miał problemy z siadaniem... a może znudziła mu się ta czynność, bo miał okazje wcześniej sporo wysiedzieć w autobusie. Programowa sprawdzała przy pomocy wcześniej napisanej listy, czy wszystko zabrała i skrupulatnie wszystko z niej odhaczała, a ja w tym czasie przypomniałem sobie, że nie zabrałem z domu mojej koszulki gildiowej... Nie chcielibyście być w mojej skórze, dobrze że nie byliście światkami tego piekła które przeżyłem... Mój mąż Eliasz na pewno w tej chwili by mnie pocieszył... ale jeszcze go nie znałem. Jakie miałem wyjście… ? Miałem 20 min na przejechanie w te i z powrotem ponad 20 km i przeszukanie swojego domu. Nie udało mi się jednak jej odnaleść, bo jak się później okazało kilka dni wcześniej zostawiłem ją w domu kolegi, gdy ostro pakowaliśmy bicepsy (bez podtekstów). Jak wróciłem czekało mnie piekło nr II, bo przyjechałem z pustymi rękoma, ale tym razem Nem miała bardzo słodziusie wilkołacze uszka i drapieżny, mocny makijaż. Sprawiło to, że zamiast słuchać zjebów zachwycałem się jej nowym, jakże urzekającym obliczem. Próbowałem podnieść swoją szczękę z podłogi i powstrzymać ślinotok i wziąć się w garść, bo godzina zero niebawem miała wybić. Wsiedliśmy wszyscy do szalonego forda i pojechaliśmy do szkoły w Żarnowie. Bardowie już tam byli. Z klasy wyszedł Ravi, Hei i Morthan. Pierwszą dwójkę poznałem już na pierwszym bardowisku, co do Tomasza, to widywałem i widuję go częściej niż własną matkę, babkę, ojca, dziadka, czy sąsiadkę... (masz jakiś teleporter z Torunia? xD) Na końcu wyszedł Morthan. Myślałem że to dziewczyna, miał długie ciemno-brązowe włosy i wysoką, dość zgrabną sylwetkę jak na chłopaka. Moja nadzieja umarła po kilku sekundach, gdy podszedł i przedstawiliśmy się nawzajem. W szkole mieliśmy do dyspozycji parter i pierwsze piętro, na tym ostatnim przydzielili nam dwie klasy. Pierwsza była dla uczestników, a druga dla kadry. Później kadrówka przekształciła się w "norę Pirata", ktoś zrobił oczojebny napis wyrysowany białą kredą na drzwiach. Chyba dlatego, że rzadko stamtąd wychodził i przesiedział tam prawie cały biwak... Wcześniej chodził z notesikiem w ręku i spisywał osoby które chodziły w glanach. Czarny gumowy spód butów zostawiał paskudne ślady na szkolnym gumoleum, a osoby z tego "death note`a" musiały ostatniego dnia to czyścić. Cały czas dzielnie towarzyszył mu chłopak który miał ksywkę "Snikers". Chyba bardzo się lubią... nie ukrywam, byłem o niego zazdrosny, w końcu to mój niedoszły szwagier.

Rozpakowaliśmy sprzęt i pozostałe rzeczy z samochodu i ustawialiśmy wszystko w klasach. Na początku wynieśliśmy wszystkie stoły i ustawiliśmy je wzdłuż ściany, wyglądało to jak prowizoryczna stołówka z jednym kuchennym urządzeniem, a był to czajnik elektryczny. Rozgrywały się o niego epickie i krwawe wojny, by dostać trochę wrzątku. W klasie zrobiło się trochę przestrzeni i bardowie zrobili satanistyczny krześlany krąg i zwróceniu ku sobie twarzami prowadzili swe rozmowy. Nagle Qurcik, którego miałem okazje poznać. Przyjechał do nas aż z Tarnowskich Gór, zrobił na mnie ogromne wrażenie swoim harcerskim mundurkiem. Tak wysoko podciągniętych szortów nigdy nie widziałem, na pewno nie chciałbym być w tym czasie jego przyrodzeniem. Był dla mnie na tym biwaku najsympatyczniejszym i najzabawniejszym gościem na świecie. Jest powodem m.in dla którego zamierzam wysłać moje dzieci do harcerstwa, Qurt to czysty przykład na to co dobrego z ZHP może wyrosnąć. Gość ma wrodzoną charyzmę, genialnie prowadził gry i zabawy. Nierozerwalny krąg prowadził dalej swe dyskusje i rozmowy. Uświadomił sobie, że jeszcze nie ma nas wszystkich, nie było jeszcze Iv. Miała jakieś problemy z dotarciem na czas przez swojego tatuśka, bo coś tam... ale najważniejsze że w końcu dotarła i mogła do nas dołączyć. Nasza drużyna wyróżniała się na tle innych, byliśmy najstarsi, najczarniejsi i najmroczniejsi. Delikatnie się alienowaliśmy, ale było to normalne, gdy bardowie przebywali z dziećmi, których przedział wiekowy sięgał 10-15 lat. Nadszedł czas, gdy Nem mogła dać upust swoim nerwom spowodowanymi przygotowaniami i czerpać satysfakcje z przemienienia się w programową wilkołaka. Przebrała się w czerwoną, krótką spódniczkę w kratę, czarną koszulkę, chyba "behemoth", wielkie i oszałamiające glany, które chyba każdy już widział i do tego te wilkołacze uszka... Dobroduszna swoim władczym tonem i rękoma podpartymi o biodra, dała nam możliwość zjedzenia posiłku żebyśmy nie padli na ryje, zapowiadała się "ostra zabawa". Z opłaconej składki mieliśmy sporo chleba z biedronki, który dosyć szybko znikał, lecz większość preferowała zupki chińskie, szczególnie Skillet z Morthanem. Można powiedzieć, że miłość do jedzenia bardzo szybko pozwoliła się narodzić ich przyjaźni. Dosyć długo rozmawiali nocą o grach i o sposobach napchania żołądka. Tematy te wzmagały ich apetyt i potrafili jeść o 3-4 w nocy. Wcale nie przeszkadzało to ciszy nocnej, bo wcale jej nie było. Liczne alarmy i zajęcia nie pozwalały na sen, ale o tym później... Nadszedł czas na uroczyste otwarcie w harcerskim stylu. Wszystkie drużyny zeszły na parter, ustawiły się w szeregach twarzami zwróconymi w stronę kadry. Było trochę gadaniny i wyklepanych na pamięć przepisowych dla harcerzy formułek na te okazje. Omówione tam zostały z grubsza plany na cały biwak, zasady zachowania się i bezpieczeństwa. Biwak został otwarty, a osoby które pierwszy raz miały styczność z takimi imprezami, jak ja np. uczyły sygnałów gwizdkowych. Niestety często swoją nowo nabytą wiedzę wykorzystywaliśmy w praktyce, bo kadra bardzo lubiła bawić się tym gwizdkiem... za dnia to było nawet fajne i zabawne, ale w nocy miałem ochotę udusić dmuchającego, lub wsadzić mu ten gwizdek bardzo głęboko w cztery litery. W większości alarmy ogłaszała Nem... xD Dzieciakom z innych drużyn strasznie spodobał się alarm "syberyjski", gdzie szybko musieli ubrać na siebie wszystko co mieli ze sobą i ten drugi którego nie pamiętam nazwy, ale polegał na tym ze rozbierało się do waleta i stawało w szeregu przed przedstawicielem kadry. Wyglądało to troszeczkę pedofilsko...

W końcu przeszliśmy do tematycznej część biwaku. Każda z drużyn chodziła po rozstawionych punkach i zdobywała wiedze na temat wilkołaków i wampirów. Gildiowa drużyna z pieśnią na ustach i z Qurtem z gitarą na czele, wykonywaliśmy zadania na punktach. Przychodziło nam z łatwością, gdyż bardowie jak się okazywało w praktyce mieli w tej tematyce obszerną wiedze. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie dziewczyna na punkcie, która bardzo postarała się o charakteryzacje i na prawdę wyglądała jak wampir. Wypudrowana do białości twarz, wyczesane w burzę włosy i krwisto czerwone strugi krwi wokół ust. Nem zamiast wyglądać bardziej przerażająco jako wilkołak, była jeszcze bardziej słodka niż zwykle. Podczas wykonywania zadań niektórzy z nas dołączali do wilkołaków, albo wampirów. Stawało się tak przez ugryzienie w szyje przez jednego z przedstawicieli rasy. Wilkołaki oznaczali swoją przynależność przez wyrysowanie na swojej dłoni pentagramu. Pod koniec każdy miał już swoją rasę i mogliśmy przejść do kolejnej części zabawy. Każda z drużyn dostała zadanie by napisać piosenkę, lub wiersze o wilkołakach i wampirach oraz ułożyć natankowe kazanie. Po kolacji przyszedł czas na prezentacje. Zeszliśmy wszyscy na miejsce, gdzie odbywał się wcześniej apel inauguracyjny i po kolei prezentowaliśmy swoje twory. Gildia nie miała konkurencji, reszta wypadała przy nas blado. Morthan ubrany cały na czarno w płaszczu Raviego z dorobioną pod szyją koloratką i krzyżem wcześniej zrobionym z folii aluminiowej, który był bronią na wampiry, wygłaszał kazanie w stylu natanka. Jego przejęcie i gra aktorska powalały na kolana, ciągle wyciągnięta dłoń i drący niski ton głosu. Była to w większości improwizacja, ale wyszło genialnie. Pszyszedł czas na wiersze i piosenki. Jako jedyna drużyna mieliśmy instrumenty i my zaprezentowaliśmy naszą muzyczną kompozycję. Piosenkę o "dzieciach mroku" którą napisał Qurt, a raczej pozmieniał tekst do jakiegoś nieznanego mi wcześniej utworu. Zabrałem ze sobą biwak gitarę elektryczną i urozmaiciłem nasze wykonanie z gitary akustycznej na trochę agresywniejsze brzmienie i improwizowaną solówkę. Do dziś dnia nie mogę zapomieć tego epickiego refrenu "I dla tego lubię dzieci mroku..." Może podobał się tylko mi... ? Po przedstawieniach okazało się, że pewien gość o ksywie Łocha, który miał kamerę i dał ją komuś żeby nagrywał, nie włączył nagrywania wiec nic z tego nie zostało uwiecznione. Po przedstawieniach Qurt zainicjował grę w której przez chwilę poczułem się jak w przedszkolu. Staliśmy w kręgu, Qurcik stał w środku i pokazywał różne znane postacie i gesty najbardziej charakterystyczne dla nich, a my jak małpki powtarzaliśmy za nim. Były to trochę dziwne i krępujące wygłupy dla dorosłego... ale przez chwilę poczułem się beztrosko. Klaskaliśmy, kręciliśmy tyłkami, biegaliśmy w kółko. Po tych wygibasach mogliśmy trochę odpocząć i nacieszyć się sobą. To część biwaku która wyglądała jak bardowisko. Ktoś grał w munchkina, szachy i warcaby. Druga po prostu rozmawiała i wylegiwała się na karimatach. Nem nie zabrała ze sobą karimaty... ale Qurcik okazał się bardzo wygodny i doskonale sprawdził się jako wodne łóżko dla Karoliny, i jeszcze było trochę miejsca...Wodne łóżko zamieniło czarodziejskim sposobem w kucyka, a później było jeszcze dziwniej... gorsząc przy tym młode pokolenia harcerzy z którymi dzieliliśmy klasę. Było dosyć późno i pokładliśmy się spać, zgasiliśmy światło, ale bardowie nie mogli zasnąć. Ravi, Iv, ja I Hei leżeliśmy obok siebie. Qurcik uwalił się na nas i przytulaliśmy się nawzajem. Spanie koło Heia było trochę traumatyczne, bo do dziś dnia nie jestem pewien jego orientacji. Tulenie się do Qurta było bardzo niewinne, tak jak do nieuświadomionego dziecka. Później Iv zaproponowała, że zrobi mi tajski masaż. Zgodziłem się oczywiście, bo strasznie bolały mnie plecy. Wiedziała co robi... kilka razy mimowolnie, co można było odebrać w dwuznaczny sposób, wyszeptywałem długie pełne zadowolenia "Taaakk... !!!" Hei też chciał zaznać tej przyjemności i Iv przeskoczyła na niego. Zastanawiam się co te dzieciaki o nas myślały pochowane w tych swoich małych śpiworkach. Biedne, nie mogły zobaczyć przez zgaszone co się dzieje. Po najwyżej 3-4 godzinach snu wstaliśmy i mieliśmy czas na zjedzenie śniadania. Część z nas poszła do pobliskiego sklepu. Morthan kupił truskawkową kaszkę dla dzieci. Później było trochę alarmów, zbiórek i tego typu... Muszę Was przeprosić, ale ciężko mi to wszystko poukładać chronologicznie, minęło sporo czasu po jakim piszę tą relacje. Nie jestem pewien czy to było pierwszego czy drugiego dnia, ale graliśmy dwa albo trzy razy w mafię. Programowa postarała się o klimat i zebraliśmy się w najciemniejszym miejscu w szkole rozświetlając krąg z ławek małymi świeczkami. Usiedliśmy wszyscy i rozpoczeliśmy grę. Każdy dostał kartę wcześniej małą karteczkę z literką. Na zmianę Qurt prowadził grę z Nem. Świat mafii oczywiście odzwierciedlał tematykę biwaku. W mieście zamieszkałym przez ludzi grasowały wilkołaki i wampiry, ukrywały się wśród ludzi i każdego ranka wampiry jak i wilkołaki zabijali po jednej osobie. Każdy na początku przestawiał swoją postać. Najbardziej rozbawiły mnie gość który zajmował się kastracją wiewiórek, a drugi był alfonsem w burdelu. Nie wiedzieć czemu niektórzy posądzili ze Iv pracuje dla tego drugiego, bo jej postać pracowała jako kelnerka w karczmie. Iv posłała mu złowrogie spojrzenie i ciągle chciała go wyeliminować. W którejś z rozgrywek w której Nem brała udział jako nauczycielka. Zauważyliśmy, że bardowie dziwnym zbiegiem okoliczności umierała jedno po drugim. Jak się okazało Nem to wyeliminowała wszystkich, w tym mnie. Było to genialne zagranie. Nikt nie spodziewał się że będzie tak bezduszna by uśmiercać bliskie jej osoby. Można powiedzieć, że po trupach przyjaciół wraz z Iv zwyciężyły. Jednak jej zadowolenie ze zwycięstwa szybko przeminęły. Okazało się, że klucze od szkoły zniknęły, a ostatnio widzieliśmy je podczas gry, gdy Pirat przekazał je Nem. Na zbiórce ogłoszono ten fakt i wszyscy zostali zmobilizowani do poszukiwań. Wszyscy chodzili po korytarzach i przeszukiwali każdy kąt i zakamarek. Po ponad godzinie strachu i burzy mózgów Qurt przyszedł z odnalezionymi kluczami oznajmiając, że znalazł je przed wejściem. Sam osobiście przeszukałem ten rejon i ciężko mi było w to uwierzyć. Jak się później dowiedziałem Qurt skłamał, nie chciał się przyznać że miał je cały czas gdzieś przy sobie. Zdarza się najlepszym, i chyba nikt za to nie żywi do niego urazy. Najbardziej ucierpiała na tym programowa, bo to cały czas na niej spoczywała wina i pretensje całej kadry. Na szczęście sprawa kluczy się rozwiązała i ze spokojnym duchem mogliśmy dalej podążać za programem biwaku. Nadszedł czas na terenowego larpa. Podzieliliśmy się na wilkołaków i wampiry, jeszcze w szkole wytłumaczono nam w skrócie co będziemy robić. Wyszliśmy wszyscy na pobliskie pola i las rozdzielając się rasami. Ja, Morthan, Iv i Skillet byliśmy wilkołakami i trzymaliśmy się razem i pilnowaliśmy swojego terenu. Gra polegała na tym, że jako wilkołaki musieliśmy bronić swojego terytorium przed wampirami, które chciały zabrać nam tereny łowne. Bez niezbędnego artefaktu wampiry nie mogły pokonać wilkołaków, a wilkołaki wampirów. By zdobyć potrzebne przedmioty, musieliśmy znaleść punkt w którym za odgadnięcie zagadki mogliśmy je zdobyć. By dotrzeć do tego rozwiązania minęło sporo czasu. I tak się właśnie stało. Dwaj harcerze należący do wilkołaków znaleźli ten punkt i zakończyli grę. Wróciliśmy do szkoły w której rozgrywała się jeszcze bardziej interesująca rozgrywka. Podczas gry w warcaby Nem założyła się z Heiem, że jeżeli przegra nie będzie chodził na lekcje religii do końca życia, a jak wygra to będzie miał ją na dwie godziny jako niewolnika. Niestety musiała z jakiegoś powodu przerwać grę. Partię kończyły za nią kilka osób na zmianę. Okazało się że Hei wygrał i nadal może spokojnie chodzić na religie. Niezwłocznie poszedł ubiegać się o swoją nagrodę. Przyczepił do obroży Nem łańcuszek od poików i ciągał ją przed wszystkimi uczestnikami biwaku jak pieska, albo małego wilczka z uszkami. Ciągle łazili, gadali, łazili, gadali... Nic ciekawego, a zapowiadało się dosyć ciekawie... bo nie codziennie ma się niewolnika. Ci co mogli pokładli się spać.

W niedzielę rano na apelu dostali swoje rewiry do sprzątania, musieliśmy się uwinąć ze wszystkim do 12.00. Poszło dosyć sprawnie, oddaliśmy klucze dyrektorce i przyszedł czas na pożegnania i przytulanie. Dopiero wtedy się dowiedziałem, że Gildia Bardów wygrała cały biwak w ilości zdobytych punktów. Nie było to dla nas wielkim zaskoczeniem, nieskromnie powiem że byliśmy zajebiści i tyle. Część zabrała się do szalonego forda, część wracała do domu z Żarnowa autobusem. Padnięci ze zmęczenia, brudni i śmierdzący rozjechaliśmy się do swoich domów. Bogatsi o nowe wrażenia i życiowe doświadczenia.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dante dnia Nie 15:33, 01 Kwi 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Rozmowy bardów Strona Główna -> Przedsięwzięcia Gildiowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin